26-latek w bożonarodzeniowy poranek postanowił wybrać się na narty na stok góry Pleschnitzzinken (Styria) w środkowej Austrii. Krótko przed godz. 17 z ratownikami skontaktowała się rodzina mężczyzny, która poinformowała, że nie wrócił on do domu. Jak usłyszeli ratownicy, bliskim udało się połączyć z narciarzem, ale w słuchawce usłyszeli jedynie trzaski. Zorganizowano szeroko zakrojoną akcję poszukiwawczą. Dzięki detektorowi lawinowemu, który co ok. sekundę emituje sygnał elektromagnetyczny i pozwala odszukiwać osoby znajdujące się pod śniegiem, ratownicy dotarli do mężczyzny. Jak się okazało, był przytomny, nie doznał większych obrażeń, ale do szpitala został zabrany z objawami hipotermii - podaje BBC. Szczęśliwie zakończoną akcję określono mianem "bożonarodzeniowego cudu". "Nie można poruszać się pod takim śniegiem" - powiedział Stefan Schröck, zastępca szefa ratownictwa górskiego w Styrii w rozmowie ze stacją telewizyjną ORF. "Mężczyzna miał ogromne szczęście, że miał wystarczająco dużą kieszeń powietrzną pod kocem śniegu" - zaznaczał. Według Schröcka przeżycie pięciu godzin pod lawiną zdarza się raz na 20 lat. Jeśli nie zostanie się znalezionym w ciągu 15 minut od zejścia lawiny, szanse na przeżycie są niewielkie.