Według obalonego prezydenta Manuela Zelayi, cytowanego przez Radio Globo, dekret ten wprowadza wiele innych ograniczeń i wygląda na wprowadzanie stanu wojennego. Minister spraw wewnętrznych w honduraskim rządzie "de facto", Oscar Matute powiedział, że media, które "inspirują do stosowania przemocy", powinny być kontrolowane. Według kopii tego dekretu, której autentyczności jeszcze nie potwierdzono, a którą agencji AFP dostarczyło Radio Globo, rząd ma zamiar zabronić wszelkich "nieautoryzowanych" publicznych zebrań, swobody podróży oraz ma zezwolić na aresztowania osób uznanych za podejrzane bez nakazu sądowego. Zatrzymań może dokonywać zarówno policja, jak i wojsko. Rząd utrzymuje, że środki te zostaną przedsięwzięte w reakcji na apele Zelayi, który wzywa swoich zwolenników do kontynuowania protestów. Według relacji AP dekret "zawiesza główne swobody obywatelskie", gwarantowane przez konstytucję Hondurasu. Rząd w Tegucigalpie zagroził również, że tamtejsza ambasada Brazylii, która udzieliła schronienia obalonemu prezydentowi Hondurasu, Manuelowi Zelayi, utraci status dyplomatyczny. Rząd "de facto" utrzymuje jednak, że nie ma zamiaru sforsować wejścia do ambasady. Wcześniej prezydent Brazylio Luiz Inacio Lula da Silva oświadczył, że zignoruje ultimatum postawione przez rząd Michelettiego, który domaga się by w ciągu 10 dni Brazylia określiła status Zelayi. Po powrocie do Tegucigalpy w poniedziałek Zelaya schronił się w brazylijskiej ambasadzie, która jest od tego czasu oblegana przez siły bezpieczeństwa lojalne wobec Michelettiego. Lula podkreśla, że Zelaya ma pełne prawo pozostać w placówce dyplomatycznej Brazylii. Agencja AFP komentując ostatnie posunięcia rządu "de facto" w Tegucigalpie nazywa je przygotowaniami do stanu wyjątkowego.