Akcja, na którą władze stolicy wydały zgodę, zakończyła się wiecem w parku Przyjaźni Narodów i miała zasadniczo spokojny przebieg, choć - według informacji Radia Swaboda - po jej zakończeniu zatrzymano co najmniej kilka osób, a jeszcze przed rozpoczęciem zatrzymano na krótko operatorkę niezależnego tygodnika "Nasza Niwa" za filmowanie milicjantów "bez zezwolenia". W tłumie powiewały biało-czerwono-białe historyczne flagi Białorusi, flagi Unii Europejskiej z wpisaną w kręgu gwiazd nazwą Białorusi, a także biało-niebieskie flagi opozycyjnej organizacji Białoruska Chrześcijańska Demokracja (BChD). Grupa osób miała na sobie koszulki z podobiznami białoruskich więźniów politycznych. Niesiono portrety osób zaginionych w niewyjaśnionych okolicznościach. Skandowano "Niech żyje Białoruś!" i "Wolność więźniom politycznym" oraz śpiewano pieśni patriotyczne. Wśród obecnych byli przywódcy najważniejszych ugrupowań opozycyjnych Białorusi, w tym lider ruchu "O Wolność" Alaksandr Milinkiewicz i szef Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatol Labiedźka. "Niezależność jest obecnie bardzo zagrożona" - Niezależność Białorusi jest obecnie bardzo zagrożona. To główny temat dzisiejszej akcji - obrona niezależności Białorusi. Obserwujemy rezygnację z interesów narodowych na korzyść Kremla. Kreml zdobywa coraz większą kontrolę nad białoruską gospodarką i polityką zewnętrzną - powiedział szef opozycyjnej Partii BNF Alaksiej Janukiewicz. - To ważne, by zwrócić białoruskiemu społeczeństwu uwagę na te procesy, bo może się okazać, że nawet sobie tego nie uświadamiając zostaniemy wciągnięci w różne związki z Rosją, z których wydostanie się może potrać nawet nie dziesiątki, a setki lat - dodał. Szef BChD Wital Rymaszeuski podkreślił zaś, że bez Białoruskiej Republiki Ludowej nie byłoby współczesnej Białorusi. - Naszym obowiązkiem jest świętowanie tej daty niezależnie od niesprzyjających warunków pogodowych czy politycznych - powiedział . Białoruska Republika Ludowa istniała do momentu powołania w lutym 1919 r. Litewsko-Białoruskiej Republiki Rad. W tym roku, podobnie jak w poprzednim, władze zezwoliły środowiskom opozycyjnym na zorganizowanie demonstracji z okazji Dnia Wolności tylko w Mińsku; odrzucono wszystkie wnioski o akcje w innych miastach. Zakazano również przynoszenia na pochód w Mińsku transparentów i plakatów. "Reżim panicznie boi się opozycji" Władze miejskie zmieniły także podane we wniosku organizatorów miejsce zbiórki (przed ogrodem botanicznym) na plac przed kinem Kastrycznik (Październik). Milicjanci ogrodzili je barierkami i do środka wpuszczali tylko te osoby, które przeszły kontrolę przez bramki wykrywające metal. Skutek był taki, że niemal wszyscy uczestnicy akcji stali wokół barierek. Ponadto chodnik przed kinem jest obecnie remontowany, przez co część miejsca zbiórki była niewidoczna od strony ulicy. - Miejsce zbiórki to prowokacja. Ci, którzy je wyznaczyli, powinni ponieść za to odpowiedzialność. Miejsce budowy jest niebezpieczne dla masowych zgromadzeń - powiedział Rymaszeuski. W jego przekonaniu to, iż wyznaczono takie miejsce i że zakazano przynoszenia transparentów, "świadczy o tym, że reżim panicznie boi się opozycji i popierania jej przez zwykłych obywateli". Jeszcze w przeddzień demonstracji zatrzymano kilku działaczy opozycyjnych, którzy zachęcali do udziału w demonstracjach w miastach, gdzie nie ma na nie zgody władz. Po rozpadzie ZSRR na początku lat 90. święto niepodległości Białorusi obchodzono 27 lipca, w dzień ogłoszenia deklaracji suwerenności w 1991 roku. Z inicjatywy prezydenta Alaksandra Łukaszenki w 1996 roku święto przeniesiono jednak na 3 lipca, który jest uznawany oficjalnie za datę wyzwolenia spod okupacji hitlerowskiej w 1944 r.