Prawdopodobny bowiem jest scenariusz twardej reakcji na paryskie zamachy - interwencji sił NATO, której celem będzie zniszczenie ISIS. Dotychczasowa strategia ograniczonych nalotów bombowych nie sprawdziła się. Aby działania zbrojne przyniosły wymierny skutek, muszą przekształcić się w dużą operację lądową. I tu zaczynają się schody.W tej chwili Rosja i Zachód prowadzą oddzielne kampanie lotnicze - co poza powodami natury politycznej, wynika również z odmienności celów. Moskwa gra na zachowanie przy władzy Baszara Assada, który dla UE i USA jest, póki co, solą w oku. W efekcie rosyjskie samoloty bombardują pozycje wszystkich przeciwników syryjskiego prezydenta, w niewielkim tylko stopniu skupiając się na Państwie Islamskim. Temu ostatniemu dostaje się głównie od samolotów i dronów NATO. Jeśli Sojusz zdecyduje się na zmianę charakteru i intensyfikację działań, musi wziąć pod uwagę nie tylko obecność Rosjan, ale też ich strategiczne cele. To oznacza ciągłe konsultacje polityczne, zapewne również "zgniłe kompromisy" (zachowanie Assada w zamian za wspólny front przeciw ISIS?), a w wymiarze praktycznym - współdziałanie NATO z armią rosyjską. Bo nawet nie wchodzenie sobie w paradę musi oznaczać chociażby wzajemne informowanie się o bieżących działaniach. Ta współpraca z pewnością nie spodoba się Ukrainie, będzie bowiem oznaczać koniec polityki izolowania Rosji. Z czasem może nawet doprowadzić do zniesienia zachodnich sankcji, co byłoby formą nagrody za współpracę w Syrii. Ów scenariusz będzie też nie na rękę polskim władzom, które staną przed trudnym zadaniem - koniecznością przekonania sojuszników, że mimo taktycznych korzyści, uzyskiwanych w Syrii i Iraku, w wymiarze strategicznym Rosję wciąż należy traktować jako zagrożenie dla wschodniej flanki NATO. Nowego ministra spraw zagranicznych czeka więc nie lada wyzwanie. Marcin Ogdowski