We wtorek (21 lipca) zakończył się unijny szczyt. Porozumienie zakłada powołanie funduszu odbudowy o wartości 750 mld euro: 390 mld euro będą stanowiły granty, a 360 mld euro pożyczki. Wartość całego budżetu UE na lata 2021-2027 wyniesie 1,074 bln euro. Polska - podała KPRM - będzie mogła otrzymać z budżetu UE, tzn. w ramach Wieloletnich Ram Finansowych oraz Europejskiego Instrumentu na rzecz Odbudowy, ok. 139 mld euro w formie dotacji oraz 34 mld euro w pożyczkach. W przeliczeniu na złotówki - jak wylicza kancelaria premiera - oznacza to, że Polska będzie mogła skorzystać z ponad 776 mld zł wsparcia (w cenach bieżących), w tym: 623 mld zł w formie dotacji i 153 mld zł w formie niskooprocentowanych pożyczek. "Czy to jest powód do zadowolenia?" Rezultaty szczytu podsumował we wtorek po południu niedawny kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Rafał Trzaskowski (w przeszłości m.in. minister ds. europejskich w rządzie Ewy Kopacz). "Wyniki szczytu UE dla Polski w telegraficznym skrócie to: złagodzone zapisy o praworządności, dostęp do części funduszy dla regionów zależnych od węgla bez wymogu włączania się Polski w osiągnięcie celu neutralności klimatycznej. Rząd PiS ogłosił, że to sukces. Ale czy na pewno?" - napisał na Facebooku. Trzaskowski zwrócił uwagę, że "zapisy o jakimkolwiek powiązaniu funduszy z kryterium praworządności pojawiły się w ustaleniach pierwszy raz w historii Unii". "Zostały złagodzone w stosunku do pierwotnej propozycji, ale są. Wbrew triumfalnym deklaracjom premiera i innych przedstawicieli rządu. Czy to jest powód do zadowolenia? A przede wszystkim - w jakim miejscu się znaleźliśmy, że premier 'broni' swojego państwa przed tym, że partnerzy oczekują od jego rządu przestrzegania prawa polskiego i unijnego?" - ironizował. Prezydent stolicy zauważył też, że fundusz na transformację energetyczną, z którego może skorzystać m.in. Śląsk, w wyniku negocjacji został znacznie zmniejszony - z planowanych 37,5 mld euro do 17,5 mld euro, przy czym - jak dodał - Polska będzie miała dostęp jedynie do 50 proc. należnej nam puli. "Po resztę będziemy mogli sięgnąć dopiero wtedy, gdy rząd PiS wesprze cel klimatyczny Unii. Czyli kiedy? Może nigdy. A to byłaby stracona szansa dla Polski" - zaznaczył Trzaskowski. Deklaracja współpracy Przyznał, iż łącznie pieniędzy dla naszego kraju będzie dużo, teoretycznie ponad 120 mld euro. "Teraz trzeba te pieniądze obronić w dalszych negocjacjach, a następnie umieć je wydać - także na cele klimatyczne (30 proc. wszystkich unijnych środków). Bez współpracy rządu z samorządami to się nie uda" - podkreślił. Dodał, że "walka z kryzysem klimatycznym i działania na rzecz poprawy jakości powietrza to priorytety dla Warszawy i warszawiaków". "W stolicy mocno stawiamy na ekorozwiązania w wielu dziedzinach, m.in. w transporcie. Deklaruję ze swojej strony gotowość do pełnej współpracy. Nie zaprzepaśćmy tej szansy!" - napisał polityk. Czas na PE Wypracowanym we wtorek nad ranem porozumieniem zajmie się teraz Parlament Europejski. Część eurodeputowanych krytykuje zapisy konkluzji szczytu UE. Współprzewodniczący Zielonych w PE Philippe Lamberts zapowiedział w oświadczeniu, że unijne stolice muszą się przygotować na twarde negocjacje z PE. "Parlament Europejski będzie naciskał na wyższy wieloletni budżet, na to, by mieć prawo głosu w sprawie środków z funduszu odbudowy i by dostęp do funduszy był powiązany z silnym mechanizmem praworządności" - zapowiedział Lamberts. We wnioskach ze szczytu przyjętych przez przywódców pojawił się zapis, że Rada Europejska "podkreśla znaczenie ochrony interesów finansowych Unii" oraz "poszanowania praworządności". "Na tej podstawie zostanie wprowadzony system warunkowości w celu ochrony budżetu i funduszu odbudowy. W tym kontekście Komisja zaproponuje środki w przypadku naruszeń, które Rada (UE) przyjmie kwalifikowaną większością głosów. Rada Europejska szybko powróci do tej sprawy" - czytamy dokumencie. Oznacza to, że Komisja najpierw przedstawi propozycję mechanizmu mającego chronić budżet, a następnie Rada UE zatwierdzi ten mechanizm większością kwalifikowaną. Potem sprawa trafi na Radę Europejską, gdzie decyzje zapadają jednomyślnie.