List to protest przeciw radzie, jakiej udzielił premier Cameron konserwatywnym posłom, aby w kampanii przed referendum i w samym głosowaniu nie kierowali się preferencjami lokalnych komórek Partii Konserwatywnej, które ich wytypowały. Ta rada jest zrozumiała, bo sam premier jest za pozostaniem w Unii, a większość szeregowych konserwatystów przeciw. Autorzy listu oburzają się, że to oni umożliwili Cameronowi zdobycie władzy, a premier zachowuje się teraz tak, jakby urzędował "z łaski nieba". Jest to kolejny rozłam wśród Torysów na tle umowy Cameron-Tusk, którą większość z nich uważa za pustosłowie. Pod brexitem podpisuje się obecnie również 60 procent posłów konserwatywnych. Kampanię antyunijną może poprzeć nawet kilkoro członków gabinetu premiera Camerona. Podobnie jest wśród wyborców. W najnowszym sondażu eurosceptycy przeważają o 9 procent nad zwolennikami Unii. Nadzieją Davida Camerona mogą być niezdecydowani, których jest jedna piąta, i błędy w sondażach opinii, które nie sprawdziły się podczas wyborów powszechnych w maju zeszłego roku.