"Jego historia mnie ujęła. Jak człowiek, który był zmuszony wyjechać ze swego kraju, nie reprezentował żadnej instytucji, żadnego rządu - on prawie nie miał domu, żył w biedzie, brakowało mu czasem jedzenia - mógł osiągnąć tyle, co on? Codziennie chodził do siedziby ONZ w Nowym Jorku, by przekonywać delegatów i ambasadorów, żeby ludobójstwo zostało uznane za zbrodnię" - powiedziała PAP amerykańska reżyserka Edet Belzberg. Na ekrany kin USA wszedł właśnie jej film pt. "Watchers of the Sky" (Strażnicy nieba), który jest podróżą po historii ludobójstwa, począwszy od rzezi Ormian, po Holokaust, masakrę w Srebrenicy, Rwandzie czy mordy w Darfurze. Centralną postacią w filmie jest Raphael (Rafał) Lemkin, polski prawnik pochodzenia żydowskiego, który w 1943 roku wymyślił pojęcie "ludobójstwa", a następnie poświęcił całe życie, by przekonać ONZ do przyjęcia Konwencji o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa. Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło ją 9 listopada 1948 roku. Nagradzany m.in. na tegorocznym festiwalu filmowym w Sundance film Belzberg będzie można zobaczyć na Warszawskim Festiwalu Filmów o Tematyce Żydowskiej w dniach 3-9 listopada. O Lemkinie w filmie mówią różne postaci, zainspirowane jego naukami, w tym Samantha Power, była dziennikarka, która zdobyła rozgłos relacjonując zbrodnie w dawnej Jugosławii, a obecnie jest ambasadorem USA przy ONZ. Na biurku ma zdjęcie Lemkina. Tak bardzo zafascynowała ją jego postać, że poświęciła mu pierwsze rozdziały swej nagrodzonej Pulizerem książki pt. "Problem from Hell", która dotyczy amerykańskiej polityki zagranicznej w odpowiedzi na zbrodnie ludobójstwa. Lemkin urodził się w 1900 roku i spędził dzieciństwo na wschodzie Polski pod Wołkowyskiem (dzisiejsza Białoruś). Cała jego rodzina zginęła podczas II wojny światowej, jemu udało się wyemigrować do USA w 1941 roku. Odpowiedzialnością za masowe mordy na grupach narodowych czy religijnych zainteresował się jednak znacznie wcześniej. W swych wspomnieniach, wydanych pośmiertnie w ubiegłym roku w książce pt. "Totally Unofficial. Autobiography of Raphael Lemkin" (Yale University Press) pisał, że rodzice opowiadali mu o pogromach, do jakich dochodziło w okolicy. Ogromne wrażenie zrobiło też na nim przeczytane w dzieciństwie "Quo Vadis" Henryka Sienkiewicza. "Był poruszony prześladowaniami chrześcijan. Nie rozumiał ich, tak samo jak pytał, czemu mają miejsca pogromy Żydów" - powiedziała Belzberg. Decyzję, by zostać prawnikiem podjął jednak, gdy jako nastolatek przeczytał o masakrze Ormian w imperium osmańskim. Poruszyła go zwłaszcza historia człowieka, który stracił całą rodzinę, a kilka lat później w akcie zemsty zamordował jednego z odpowiedzialnych za masakrę ministrów i stanął za to przed sądem. "Lemkin zadawał sobie pytanie, dlaczego zabicie jednej osoby jest większą zbrodnią niż zabicie milionów. To wtedy zrodziła się u niego myśl, że stworzy prawo, które zapobiegnie podobnym zbrodniom. Stało się to jego życiową pasją" - powiedziała reżyserka. Po raz pierwszy pojęcie zbrodni ludobójstwa (choć wtedy nie używał jeszcze tego określenia, ale terminów "barbarzyństwo" czy "wandalizm") Lemkin opisał w dokumencie przygotowanym na międzynarodową konferencję w Madrycie w 1933 roku. Był wówczas zastępcą prokuratora w sądzie okręgowym w Warszawie, a także członkiem-korespondentem Międzynarodowego Biura Unifikacji Prawa Karnego. Ostatecznie jednak ministerstwo sprawiedliwości sprzeciwiło się jego wyjazdowi do Madrytu. Lemkin pisał, że stało się to po publikacji artykułu w "Gazecie Warszawskiej", którego autor zarzucił mu, że chce w Madrycie "występować wyłącznie w obronie własnej rasy". Po wojnie, mieszkając już w USA Lemkin kontynuował pracę dotyczącą zbrodni ludobójstwa. Jak opowiada Belzberg, długo szukał odpowiedniego terminu, które odda w pełni horror masowych zbrodni i poruszy ludzką świadomość. Do słowa "genocide" doszedł łącząc greckie "genos" (rasa, ród) z łacińskim "cidere" (zabijać). Udało mu się przekonać jednego z oskarżycieli USA w procesie norymberskim do użycia tego terminu. Ludobójstwo nie było jednak wówczas traktowane jako zbrodnia. Zbrodnie nazistowskie zostały osądzone jak zbrodnie wojenne, co oznaczało, że przywódcy mogą dalej dokonywać ludobójstwa we własnym kraju w czasach pokoju. "Był bardzo rozczarowany. Uważał, że procesy norymberskie nie poszły wystarczająco daleko" - powiedziała Belzberg. Dlatego napisał projekt Konwencji o karaniu zbrodni ludobójstwa i przedstawił go w młodziutkiej Organizacji Narodów Zjednoczonych. Film pokazuje, jak trudno były zyskać dla niej poparcie. Udało mu się tylko dzięki wsparciu małych państw. "Liderzy dużych państw nie chcą być niczym związani, chcą robić, co im się podoba" - powiedziała Belzberg. Po przyjęciu konwencji, Lemkin nie spoczął na laurach, ale rozpoczął starania o jej ratyfikację, co okazało się jeszcze trudniejsze, zwłaszcza w przypadku USA. "Spotkał się w Waszyngtonie z każdym, z kim mógł, ale ludzie go lekceważyli. Pytali, kim jest ten człowiek mówiący łamanym angielskim, który próbuje nam narzucić jakieś prawo" - opowiada Belzberg. Poświęcił się swej misji do końca życia. Zmarł w 1959 roku na przystanku autobusowym w drodze do ONZ na kolejne spotkanie ws. ratyfikacji Konwencji. Nie miał rodziny. Na jego pogrzebie była garstka ludzi. Z Waszyngtonu Inga Czerny