"Dalsze rozwijanie wszechstronnego partnerstwa chińsko-białoruskiego na każdą pogodę w nowej erze" oraz podpisanie umów gospodarczo-handlowych - to według oficjalnego komunikatu główne efekty rozmów Alaksandra Łukaszenki z Xi Jinpingiem. Obaj przywódcy mieli także rozmawiać o "kryzysie ukraińskim", jak określają wojnę w Ukrainie chińskie władze. Pomijając fakt, że większość hucznie podpisanych "umów" to listy intencyjne, które nie są wiążące, to prawdziwy cel wizyty Łukaszenki w Chinach był inny i należy tę wizytę odczytywać w szerszym kontekście. "Jedna z najdziwniejszych wizyt" - Jasne jest, że Łukaszenka chce się zabezpieczyć i liczy na to, że Chiny w mu w tym pomogą. Tyle tylko, że jego intencje to jedno, a rzeczywistość to drugie, bo Białoruś jest dziś fundamentalnie zależna od Rosji pod każdym względem. Wizyta w Chinach była jakąś próbą wzmocnienia się Łukaszenki i pokazania, że ma w Pekinie sojusznika - komentuje w rozmowie z Interią Agnieszka Romaszewska, dyrektor Telewizji Biełsat. Kamil Kłysiński, specjalista od polityki białoruskiej w Ośrodku Studiów Wschodnich mówi wprost, że to jedna z najdziwniejszych wizyt. Dlaczego? - Łukaszenka jest dziś tak uzależniony od Moskwy, że nie może sobie pozwolić na żadne demonstracyjnie antyrosyjskie gesty, więc właściwie nie do końca wiadomo, czemu miała służyć ta wizyta - wskazuje. - Nigdy zależność Białorusi od Rosji nie była tak wielka jak obecnie. 75 proc. białoruskiego eksportu przypada na Rosję, do tego całkowita izolacja w polityce międzynarodowej. Nie ma tu miejsca na żadne gry z Putinem - dodaje. Jeśli więc Łukaszenka udał się do Pekinu, to przy milczącej zgodzie Kremla. Eksperci nie dają też wiary tłumaczeniom, że Łukaszenkę do Pekinu wysłał Putin, bo ten w relacjach z Chinami nie potrzebuje pośredników. Pozostaje więc kwestia zaprezentowania się Łukaszenki jako przywódcy, który ma też innych istotnych sojuszników poza Rosją. To dla Łukaszenki istotne zwłaszcza w kontekście pojawiających się ostatnio w mediach doniesień, jakoby na Kremlu miała zapaść decyzja o wchłonięciu Białorusi przez Rosję do 2030 roku. Europejskie i amerykańskie media powoływały się przy tej okazji na 17-stronicowy dokument, opisujący szczegółowe plany Rosji dotyczące całkowitego podporządkowania sobie Białorusi, w tym m.in. wprowadzenia wspólnej waluty, systemu podatkowego, przeniesienia produkcji wojskowej do Rosji. Jeśli dodamy do tego ostatnią udaną akcję białoruskich partyzantów, którzy wysadzili na lotnisku w Maczuliszczach stacjonujący tam rosyjski samolot wczesnego ostrzegania A-50, to nic dziwnego, że Alaksandr Łukaszenka nie czuje się zbyt pewnie. Znawcy Białorusi podkreślają, że białoruski dyktator od lat boi się o swoje życie i bezpieczeństwo i wszędzie węszy spiski mające na celu obalenie go. Stąd też bezwzględność jego reżimu w wydawaniu skandalicznie wysokich wyroków wobec opozycjonistów. Za wcześniejsze akcje sabotażowe na białoruskich kolejach, mające utrudnić Rosjanom dostawy sprzętu do Ukrainy, białoruski sąd skazał dwóch opozycjonistów na 22 lata łagru. - Na Białorusi mamy 1500 więźniów politycznych, za komentarz w mediach społecznościowych można dostać trzy lata więzienia, a mimo to są ludzie, którzy decydują się na akcje sabotażowe i działalność opozycyjną. To pokazuje, że Łukaszenka mimo bezwzględności nie jest w stanie złamać tego narodu. On to wie i tego się boi - wskazuje Romaszewska, dodając, że jej zdaniem Putin nie ma dziś nikogo wygodniejszego, kim mógłby zastąpić Łukaszenkę w Mińsku. Dlatego choć ich relacje nie są najlepsze, to nie będzie na razie podejmował żadnych kroków. Raz, że ma na głowie wojnę w Ukrainie, dwa, że naruszenie status quo na Białorusi może przynieść nieprzewidywalne efekty, więc ryzyko mogłoby być zbyt duże. Salwa honorowa, czerwony dywan i bogata oprawa Podobna kalkulacja przyświeca dziś Chinom, które obawiają się destabilizacji sytuacji, co może nastąpić w efekcie zbyt daleko idących ambicji i planów Władimira Putina. Dlatego Pekin postanowił zagrać nieco na nosie prezydentowi Rosji, robiąc z wizyty Łukaszenki wielkie show. Jak wskazuje w rozmowie z Interią dr Michał Bogusz, główny specjalista ds. Chin w OSW, to było mocne polityczne wsparcie dla Łukaszenki. Salwa honorowa, czerwony dywan i cała bogata oprawa tej wizyty miały pokazać, jak ważnym gościem jest białoruski przywódca. Wybrzmiało to także w telewizji państwowej, gdzie poświęcono tej wizycie bardzo dużo czasu. - Wizyta Łukaszenki w Pekinie jest próbą pokazania Władimirowi Putinowi, że owszem, sojusz chińsko-rosyjski jest mocny, ale Putin nie powinien myśleć o odbudowie Związku Radzieckiego czy aneksji Białorusi, bo jest to zbyt ryzykowne dla wszystkich, dla Chin także. Nie szedłbym jednak tak daleko, by stwierdzić, że Pekin próbuje "wyjąć" Białoruś z rosyjskiej strefy wpływów, bo nie może tego zrobić. Jednak w ramach tego trójkąta chińsko-rosyjsko-białoruskiego Chiny grają na samodzielność Białorusi, co wynika z przeświadczenia, że lepiej nie naruszać obecnego stanu rzeczy, który z chińskiej perspektywy nie jest wcale taki zły - mówi Interii dr Michał Bogusz. Plan pokojowy Chin i rola Łukaszenki Niewykluczony jest także scenariusz, że Chiny szukają poparcia dla przedstawionego przez siebie planu pokojowego dla Rosji i Ukrainy. A Łukaszenka, jak mówią nasi rozmówcy, marzy o tym, by stać się rozjemcą. - Chętnie widziałby siebie w roli na przykład gospodarza rozmów pokojowych między Rosją i Ukrainą, jak było w 2014 i 2015 roku, gdy podpisywano porozumienia mińskie - uważa Kamil Kłysiński, ekspert ds. Białorusi. Białoruś na wojnie Rosji z Ukrainą traci bowiem nie tylko politycznie, płacąc pogłębiającą się izolacją, ale także gospodarczo. Sankcje nakładane przez Zachód, choć na mniejszą skalę niż te wobec Rosji, uderzają jednak boleśnie w białoruską gospodarkę. - Choć zachodnie sankcje nakładane na Białoruś są lżejsze niż te nakładane na Rosję, to dla białoruskiej gospodarki są bardzo dotkliwe. Podobnie jak dotkliwe jest zamykanie kolejnych przejść granicznych z Polską. Nie jest tak, że te narzędzia nie działają, bo to duży cios i gospodarczy i polityczny - mówi Kłysiński. Agnieszka Romaszewska podkreśla jednak, że dotychczasowe sankcje Zachodu na Białoruś są wciąż niewystarczające. Jej zdaniem Białoruś powinna być traktowana w nakładaniu sankcji dokładnie tak jak Rosja, czyli jako współagresor. Polska zamyka przejścia graniczne z Białorusią Dla białoruskiej gospodarki nie bez znaczenia jest także kwestia zamykania przez Polskę kolejnych przejść granicznych z Białorusią. Dziś działa już tylko jedno, na którym tworzą się gigantyczne kolejki. A polskie MSWiA nie wyklucza całkowitego zamknięcia ruchu granicznego z Białorusią. To efekt wyroku na Andrzeja Poczobuta, który został skazany na osiem lat więzienia, ale także represji, jakie spotkają polską mniejszość na Białorusi i niszczenia polskich cmentarzy. Polskie MSWiA nie wyklucza całkowitego zamrożenia ruchu granicznego z Białorusią. - Musimy prowadzić działania, które będą dla tamtej strony odczuwalnie bolesne i doprowadzą do refleksji, czy dalsze tego typu działania im się opłacają. Polska jest dziś dla Białorusi oknem na świat i oni o tym wiedzą. Dlatego mamy sygnały, że po stronie białoruskiej są rozterki i próby racjonalnego podejścia do tematu. Czekamy więc na dalszy rozwój wydarzeń i niczego nie wykluczamy - mówi Interii proszący o anonimowość ważny polityk z kręgów MSWiA. Kamila Baranowska