Stan wyjątkowy ma pomóc w stawieniu czoła zagrożeniu ze strony radykalnych ugrupowań islamskich, zaprowadzeniu porządku oraz przerwaniu spirali przemocy. Do ataku terrorystycznego doszło we wtorek nad ranem. Zginęło 17 żołnierzy, a 35 zostało rannych. Według ministra obrony Mali Tiemana Huberta Coulibaly akt terroru "spotkał się z właściwą odpowiedzią" i napastnicy zostali zmuszeniu do odwrotu. Nie jest jasne kto dokonał ataku bowiem do jego przeprowadzenia przyznali się zarówno islamiści ze zbrojnego ugrupowania Ansar Dine jak i antyrządowe ugrupowanie "Sojusz na rzecz zachowania tożsamości i przywrócenia sprawiedliwości" (ANSIPRJ). W środę doszło do kolejnych incydentów - w położonej na północy kraju prowincji Timbuktu został ostrzelany patrol wojskowy. W środkowej części kraju - w prowincji Mopti - doszło zaś do ataku na siedzibę władz miejskich i spalenia ratusza. "Niezależnie od działań podejmowanych przez państwo, zagrożenie terrorystyczne jest wciąż obecne" - stwierdzono w oświadczeniu gabinetu ministrów. Z tej racji podjęto decyzję o przedłużeniu o 10 dni stanu wyjątkowego. Został on wprowadzony w listopadzie 2015 r., po ataku rakietowym na bazę ONZ w Kidal i następnie przedłużony w kwietniu o kolejne trzy miesiące. Mali pogrążyło się w chaosie w 2012 roku, kiedy powiązani z Al-Kaidą islamiści wykorzystali wojskowy zamach stanu w Bamako do zawłaszczenia separatystycznej rebelii Tuaregów i zajęcia pustynnej północy kraju. Latem 2013 roku do Mali zostały skierowane jednostki ONZ w sile 11 tys. żołnierzy mające pomóc w normalizacji sytuacji na północy kraju. W lipcu 2015 roku zostało zawarte porozumienie o zawieszeniu działań wojennych sygnowane przez władze w Bamako oraz przywódców rebelii Tuaregów. Ansar Dine to jedno ze zbrojnych ugrupowań dżihadystów, które w okresie od marca 2012 r. do stycznia 2013 r. kontrolowały część północnego terytorium Mali po wyparciu stamtąd wojsk rządowych. Dopiero interwencja wojsk francuskich rozpoczęta w styczniu 2013 r. zmusiła dżihadystów do odwrotu.