Zamiast stawiać na mechanizmy zwiększające dobrobyt, Juncker wydaje się dążyć do czegoś zupełnie odwrotnego - ocenia w czwartkowym komentarzu redakcyjnym amerykański dziennik. "Choć Juncker nie poświęcił wiele uwagi Wielkiej Brytanii w dorocznym wystąpieniu o stanie UE, to miało ono w części stanowić akt zemsty za Brexit. (Szef KE) obiecał zreformować Unię tak, by Wielka Brytania pożałowała wystąpienia z tak wspaniałego klubu" - uważa "WSJ". I choć niektóre jego propozycje, np. zapowiedź poczynienia postępów w negocjacjach dotyczących umów o wolnym handlu, "wywołają zazdrość Londynu", to "znaczna część planu Junckera wywołuje już tylko zdziwienie" - czytamy w artykule. Jak pisze "WSJ", szef KE "ugiął się pod presją Francji i Niemiec i chce dać Brukseli większy wpływ na blokowanie zagranicznych inwestycji w UE, zwłaszcza ze strony chińskich firm", więc "jeśli Londyn będzie wystrzegał się takiego protekcjonizmu, (pomysł Junckera) będzie zachętą do inwestowania w Wielkiej Brytanii". Juncker chce ponadto sprawić, by UE podejmowała więcej decyzji w sprawach dotyczących podatków i polityki zagranicznej, zamieniając wymóg jednomyślnego głosowania na wymóg uzyskania większości głosów. Nie tylko pozwoli to Francji, Niemcom i Włochom "narzucić swoje modele podatkowe oparte na wysokich stawkach niechętnym mniejszym państwom (UE) takim jak Irlandia", ale też zmniejszy konkurencyjność podatkową między krajami UE, osłabiając "ważny czynnik napędzający reformy podatkowe w dużych gospodarkach" - argumentuje gazeta. Ponadto - jak przewiduje "WSJ" - podejmowanie decyzji większością głosów doprowadzi do "toksycznych sporów w kwestiach związanych z polityką zagraniczną", np. w sprawie interwencji w którymś z punktów zapalnych na Bliskim Wschodzie czy kształtowania relacji z Rosją. Jeśli UE "rzeczywiście chce zemścić się na Wielkiej Brytanii za wyjście ze Wspólnoty", powinna wrócić do pomysłu reformy Unii przedstawionego przez ówczesnego brytyjskiego premiera Davida Camerona, który skupiał się na "pobudzaniu wzrostu gospodarczego i handlu, dając państwom członkowskim więcej władzy nad wydatkami i imigracją oraz zmuszając Brukselę do skoncentrowania się na konkurencyjności gospodarczej" - podsumowuje "Wall Street Journal".