W ostatnich dniach zrobiło się gorąco pomiędzy Turcją a Grecją. Ciśnienie podgrzał prezydent Recep Tayyip Erdogan, zapewniając, że wyprodukowana przez Ankarę rakieta balistyczna krótkiego zasięgu o nazwie Tajfun jest w stanie uderzyć w Ateny. Szef greckiej dyplomacji Nikos Dendias skrytykował Ankarę za groźbę ataku rakietowego i powiedział, że Turcja zachowuje się jak Korea Północna, co jest niedopuszczalne w przypadku kraju należącego do NATO. Dlaczego Turcja grozi Grecji? Tureckie groźby pod adresem Aten nie są pierwszymi tego typu w ostatnich miesiącach. "Jak już mówiłem, możemy przyjechać niespodziewanie, w ciągu jednej nocy", rzucił turecki przywódca. Zagroził inwazją na Grecję, sąsiada i partnera w NATO, używając podobnego języka, którym posługuje się w kontekście operacji prowadzonych np. w Syrii. Grecję i Turcję dzieli wiele sporów historycznych. Obecnie jednak Erdogan krytykuje "militaryzację" greckich wysp na Morzu Egejskim. Obecność wojskowa tego kraju na wyspach pozostała w dużej mierze niezmienna w ciągu ostatnich dziesięcioleci, jednak Ankara przekonuje, że narusza to traktaty z 1923 i 1947 r., które ustanowiły suwerenność Aten nad tym terytorium. Jednocześnie Ankara zarzuca sąsiadowi pozbawianie jej zysków z eksploatacji złóż naftowych i gazowych pod wodami terytorialnymi Grecji i Cypru, gdzie - według Turcji - granice nie powinny uwzględniać greckich wysp, a jedynie stały ląd. W ramach straszenia sąsiada armia turecka w październiku przetestowała nad Morzem Czarnym pocisk typu Tajfun. Może on uderzyć w cel znajdujący się w odległości 561 kilometrów w ciągu niecałych ośmiu minut. Wystarczy więc, aby dosięgnąć z tureckiego wybrzeża grecką stolicę. USA wzmacniają sojusz z Grecją Wszystkie te napięcia pojawiają się w czasie wielkiego kryzysu gospodarczego w Turcji. Dlatego niektórzy obserwatorzy sugerują, że spadek popularności Erdogana w sondażach jest główną przyczyną prowokacyjnych wobec Grecji wypowiedzi. Inflacja w listopadzie sięgnęła nad Bosforem 84,39 proc. To obecnie jeden z najwyższych wyników na świecie. Do tego dochodzi biednienie społeczeństwa, ograniczone rezerwy i brak zaufania rynków. Dlatego, jak przekonują eksperci, przed wyborami w 2023 r. Erdogan mógłby podjąć próbę poprawy notowań, odwołując się do nacjonalistycznych wyborców, którzy nie przeszli dotąd na jego stronę. Ale nawet sam Erdogan daje do zrozumienia, że działania Grecji na Morzu Egejskim nie są jedynym źródłem napięć. Od czasu podpisania w 2019 r. umowy o współpracy obronnej między USA a Grecją turecki przywódca wielokrotnie dawał do zrozumienia, że wsparcie Waszyngtonu dla Aten ma de facto na celu osłabienie rządu w Ankarze. Przypomnijmy, że Waszyngton usunął Turcję z amerykańskiego programu F-35 ze względu na nabycie przez nią rosyjskiego systemu obronnego S-400. Do tego dochodzą spory polityczne wokół kwestii kurdyjskiej w Syrii. Grecja i USA wzmacniają współpracę na polu militarnym i deklarują zwiększenie częstotliwości wspólnych ćwiczeń wojskowych, a także przyśpieszenie wspólnych projektów infrastrukturalnych. Oba kraje w 2021 r. przedłużyły obowiązywanie wieloletniego traktatu o współpracy, co - jak uważają obserwatorzy - jest jasnym sygnałem dla Turcji, że Grecja w razie konfliktu mogłaby liczyć na wsparcie ze strony Waszyngtonu. Na dowód dobrych relacji Aten z Waszyngtonem podkreśla się, że Grecja oficjalnie złożyła prośbę o zgodę na zakup 20 samolotów wielozadaniowych F-35. Z kolei starsze typy samolotów F-16, będące na wyposażeniu greckiej armii, poddane zostaną gruntownej modernizacji. Pierwsze dostawy nowych maszyn przewidziane są na lata 2027-2028. Jednocześnie premier Grecji odwiedził wiosną Stany Zjednoczone. Spotkał się z prezydentem Joe Bidenem i ważnymi waszyngtońskimi urzędnikami. W czasie wizyty Kyriakos Mitsotakis jako pierwszy grecki premier przemawiał w Kongresie. Nad Bosforem - zwłaszcza w prasie nacjonalistycznej - nie brakuje głosów, że celem USA jest otoczenie Turcji. Zniesienie amerykańskiego embarga na broń dla Republiki Cypryjskiej oraz wsparcie dla kurdyjskich bojowników w Syrii są często przywoływane jako kolejne dowody intencji Waszyngtonu. Wielowektorowa polityka Erdogana Nowe napięcia w relacjach z Grecją pojawiają się w czasie, gdy Turcja dała się poznać jako aktywny uczestnik rozgrywek dyplomatycznych pomiędzy Ukrainą a Rosją, a Erdogan niezmiennie zapewnia o kontynuowaniu rozmów z Władimirem Putinem i Wołodymyrem Zełenskim, aby zakończyć trwającą wojnę. Turcja angażuje się w rozmowy z wielu powodów: silnych relacji z Rosją i Ukrainą, chęci ochrony swoich interesów, czy wreszcie okazji do zaprezentowania się jako ważny i niezbędny dla wszystkich gracz na arenie międzynarodowej. Mediacja - nie brakuje w niej tureckiego PR, co nie umniejsza wysiłków podejmowanych przez Turcję - wpisuje się zatem w doraźne interesy rządu oraz w chęć utrzymania kontroli nad rozwojem sytuacji. Pokazania, że Turcja ma sprawną dyplomację i jest państwem, z którym należy się liczyć. Jednocześnie konflikt przekłada się na niezwykłą aktywność Turcji we własnym otoczeniu. Ankara podejmuje wysiłki normalizacji stosunków z państwami regionu bliskowschodniego i śródziemnomorskiego. Od wybuchu wojny w Ukrainie dużo pisze się o wspólnocie interesów Turcji z Rosją, zwłaszcza w gospodarce. Trwają rozmowy o dostarczaniu przez Turcję do Europy rosyjskiego gazu, Kreml zbuduje Turcji elektrownię Akkuyu na południu kraju. Turcja jest krajem ważnym dla rosyjskiego sektora turystycznego. A po rozmowach obu prezydentów w sierpniu zwiększono liczbę tureckich banków obsługujących system płatności Mir, który jest alternatywą dla Visa i Mastercard. Polityka równoważenia interesów przez Ankarę wynika z obaw, że konflikt w Ukrainie rozleje się na pobliskie regiony - że Rosjanie zdestabilizują Bliski Wschód, i tam przeniesie się ich rywalizacja z USA. Rosja odgrywa ważną rolę w konflikcie syryjskim. Jest w stanie uruchomić syryjską ofensywę na Idlib (ostatni bastion opozycji wspieranej przez Turcję). Rozpaliłoby to konflikt na granicy Turcji i wywołało kolejny kryzys humanitarny. Erdogan ma więc wiele powodów, by współpracować z Putinem. Niedawno przyznał, że Turcja zwróciła się do Rosji o wsparcie w kwestii północnej Syrii, gdzie planowane jest przeprowadzenie ofensywy wojsk lądowych. Podkreśla, że "podejmując działania antyterrorystyczne" przeciwko Kurdom chce współpracować z Rosją i Syrią skompromitowanego na Zachodzie Baszszara al-Asada. Jednocześnie wojna w Ukrainie zbiega się z powrotem rozmów dotyczących porozumienia nuklearnego z Iranem. Rosja pokazała już, że będzie przeszkadzać w osiągnięciu kompromisu. A niepokój o przyszłość polityki Iranu oraz odblokowanie gospodarki tego kraju są istotnymi czynnikami dla Ankary. Po co eskalacje Erdoganowi? Ankara niepokoi się o stabilność społeczną Bliskiego Wschodu, która może zostać zachwiana chociażby w wyniku ograniczeń podaży na rynku zbóż i gwałtownego wzrostu cen. To konsekwencja silnej pozycji Rosji i Ukrainy w międzynarodowym handlu tymi towarami. Turcja obawia się powtórki na kształt niepokojów znanych chociażby z Arabskiej Wiosny. Innym czynnikiem są wysokie ceny ropy, które stymulują zawirowania w gospodarce. To wszystko oznacza, że Bliski Wschód w efekcie wojny w Ukrainie staje się jeszcze bardziej niestabilny. To poważne wyzwanie i dla Turcji, i dla UE, ale daje Erdoganowi sposobność wywierania presji na Grecję oraz Unię Europejską. W 2022 r. Turcja zwiększyła presję migracyjną na Grecję. Tylko do końca sierpnia granicę turecko-grecką przekroczyło ponad 150 tys. nielegalnych imigrantów. Władze Grecji nie mają wątpliwości, że strumień migracyjny jest sterowany przez Turcję. Przypomina to działania Alaksandra Łukaszenki z kryzysu migracyjnego na polskiej granicy w 2021 r. W związku z tym Grecja przyjęła w końcu sierpnia decyzję o rozbudowie muru wzdłuż granicznej rzeki Evros, przedłużając go d0 120 kilometrów. Już kryzys migracyjny z 2015 r. miał charakter tureckiego ataku demograficznego na Europę. Do kolejnej eskalacji doszło w lutym 2020 r. Została ona jednak powstrzymana przez Grecję. Presja migracyjna z 2015 r. okazała się skuteczna, ponieważ UE zapłaciła Turcji kilka miliardów euro na pomoc dla syryjskich uchodźców, którzy uciekali przed wojskami Asada z Syrii. Około 3-3,5 mln osób z ogarniętego wojną kraju stało się w ostatnich miesiącach jednym z ważniejszych zagadnień przed przyszłorocznymi wyborami w Turcji. Opozycja sugeruje konieczność "uporania się" z problemem uchodźców, a w kraju rośnie wobec nich przemoc. W związku z rezonowaniem tematu Erdogan szuka sposobu na tę kwadraturę koła. A nowy grecki mur ogranicza mu jedną z dróg "pozbywania się imigrantów" z Turcji. Kwestia rozszerzenia NATO Inny z przykładów wywierania przez Ankarę presji na Zachód dotyczy blokowania przyjęcia do NATO Szwecji i Finlandii. Żądania wobec obu państw nordyckich dotyczące ekstradycji kurdyjskich "terrorystów" są istotne dla Erdogana, który od kilku lat brutalnie rozprawia się z politycznymi przeciwnikami. Turcja poprzez blokowanie rozszerzenia NATO oczekuje w rzeczywistości ustępstw od USA. Dotyczy to m.in. kwestii samolotów i bardziej przychylnego wobec Turcji stanowiska w sporze z Grecją. Robieniem interesów z Moskwą czy sugerowaniem zakupu myśliwców SU-57 od Rosji Erdogan próbuje wywierać dalszy nacisk na administrację Bidena. Erdogan gra na wielu fortepianach i twardo negocjuje nawet w relacjach z sojusznikami. Ewentualny wybuch konfliktu wewnątrz NATO w postaci jakiegoś ataku na Grecję, nawet gdybyśmy nie mieli do czynienia z wojną w Ukrainie, byłby potężnym ciosem dla Zachodu. Historia wskazuje, że w przeszłości doszło już do poniesienia przez Turcję podobnego ryzyka. W 1974 r. Turcja najechała na Cypr, mimo że ten krok zaszkodził jej stosunkom z USA i NATO. Z kolei w Syrii Erdogan już raz spełnił swoje groźby, ogłaszając już dawno temu zamiar utworzenia "strefy bezpieczeństwa" na północy kraju. Tureckie wojska nadal grożą rozszerzeniem okupacji mimo wielokrotnych ostrzeżeń Waszyngtonu. Tureckie groźby militarnego ataku na greckie wyspy na Morzu Egejskim wpisują się w dotychczasową grę Erdogana i prawdopodobieństwo wybuchu wojny jest póki co niewielkie. Nie można jednak takiego ryzyka wykluczyć. Niekorzystne sondaże dla Erdogana Od 2002 r. Erdogan i jego Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) wygrywa wszystkie kolejne wybory, ale od próby puczu, do której doszło w lipcu 2016 r., turecki przywódca skupia się wyłącznie na utrzymaniu władzy. Z każdym rokiem zwiększają się uprawnienia prezydenta kosztem parlamentu. Prezydent może liczyć na wsparcie policji i prokuratury w neutralizowaniu krytyków władzy. Najświeższym przykładem jest ubiegłotygodniowe skazanie na karę więzienia opozycyjnego burmistrza Ekrema Imamoglu. Popularny polityk został skazany na dwa lata i siedem miesięcy więzienia za "obrazę komisji wyborczej". Uważa się, że jest to próba uniemożliwienia burmistrzowi Stambułu ewentualnego startu w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, zwłaszcza że sondaże są mu przychylne. Obecnie AKP osiąga w sondażach wynik pomiędzy w okolicach 30-31 proc. Wraz z zaufanym koalicjantem, ultranacjonalistyczną Partią Narodowego Działania (MHP), może liczyć na 38 proc. głosów. Poparcie dla samego Erdogana jest nieco wyższe niż dla jego ugrupowania. Nowością dla Turcji jest fakt, że po raz pierwszy sześć różnych partii opozycyjnych zawiązało sojusz wyborczy przeciwko AKP. Osobny sojusz zawarli Kurdowie i socjaliści. W tym kontekście nie można wykluczyć żadnego ze scenariuszy, podobnie jak podjęcia decyzji, która wydawała się niemożliwa do wyobrażenia, jak w przypadku Władimira Putina i Ukrainy zimą br. W krótkiej perspektywie Erdogan mógłby liczyć na "efekt flagi" i zjednoczenie znacznej części obywateli wokół władzy. W dłuższej z pewnością sojusznicy z NATO podjęliby rozmowy, aby jak najszybciej zakończyć konflikt, a Erdogan odwróciłby uwagę od problemów gospodarczych oraz mógłby liczyć na dalsze ustępstwa Zachodu. Na marginesie dodajmy, że beneficjentem takiego rozwoju wypadków byłaby Rosja, ale to już zupełnie inna opowieść.