Władze Nigerii i Beninu odnotowały w pierwszym półroczu tego roku 18 ataków piratów - wynika z raportów Międzynarodowego Biura Morskiego. Jest to co prawda mniej niż u wybrzeży Somalii, lecz należy pamiętać, że część ataków w ogóle nie jest zgłaszana władzom, gdyż niektóre statki przewożą nielegalne transporty ropy, a armatorzy obawiają się wzrostu składek ubezpieczeniowych - oceniają eksperci zajmujący się problemem piractwa. "Sądzę, że stoimy na progu kryzysu, a skoro jest kryzys, to muszą być podjęte działania" - komentuje zastępca szefa sztabu ds. strategii, zasobów i planowania VI Floty USA stacjonującej w Neapolu, kontradmirał Kenneth J. Norton. Stany Zjednoczone i niektóre kraje Europy Zachodniej zorganizowały flotyllę okrętów patrolującą wschodnie wybrzeże Afryki, ale nie ma ona swojego odpowiednika na zachodnim wybrzeżu kontynentu. Ten fakt pozostawia Nigerię i sąsiadujące z nią kraje samotne na polu walki z piratami. Dodatkowo wspólną walkę utrudnia brak współpracy między siłami poszczególnych krajów. Organizacja zrzeszająca ubezpieczycieli flot handlowych, Lloyd's Market Association, umieściła w tym miesiącu Nigerię i Benin w tej samej grupie zagrożenia co Somalia. Piraci w Zatoce Gwinejskiej w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy od drobnych rozbojów przeszli do napadów zbrojnych, porwań i kradzieży ładunku na dużą skalę - informuje duński ośrodek analityczny Risk Intelligence. Zachodnioafrykańscy piraci są uważani za bardziej brutalnych niż somalijscy. Częściej dopuszczają się pobić, używają broni palnej i noży. Większość z nich pochodzi z Nigerii, a ich łupem padają najczęściej tankowce przewożące ropę i chemikalia - pisze agencja AP.