Piraci z dwóch jednostek wdarli się na wodach Zatoki Adeńskiej na luksusowy żaglowiec "le Ponant", płynący bez pasażerów z Seszeli na Morze Śródziemne. Większość załogi to Francuzi, są też Ukraińcy. - Jest to bezczelny akt piractwa. Mamy w tym rejonie stosunkowo silne środki militarne. Postawiliśmy je w stan gotowości, aby jak najszybciej uwolnić zakładników - powiedział dziennikarzom przebywający w Brukseli z wizytą premier Francji Francois Fillon. Dodał, że ma nadzieję na uwolnienie zakładników "w nadchodzących godzinach i minutach". Poinformował też, że uruchomił plan ratunkowy - wysłania sił francuskich w rejon, gdzie doszło do porwania - i poprosił sojuszników o pomoc. 88-metrowy trójmasztowy żaglowiec dysponuje 32 kabinami dla 64 pasażerów. Rozwija prędkość 12-14 węzłów pod żaglami; dysponuje także silnikiem o mocy 1.600 KW. Miał on 21 kwietnia popłynąć z Aleksandrii (Egipt) do La Valetty, stolicy Malty. W graniczącym z Somalią Dżibuti Francja ma rozlokowanych 2.900 żołnierzy. Według radia France Info, w rejon porwania wysłano już samoloty zwiadowcze i amerykański okręt wojenny. Międzynarodowe Biuro Morskie (IMB) stale ostrzega przed groźbą ataków piratów u wybrzeży Somalii i zaleca statkom handlowym zachowanie odległości co najmniej 200 mil morskich (ok. 370 km) od brzegu. Somalijscy piraci używają łodzi motorowych wyposażonych w telefony satelitarne i system nawigacji satelitarnej GPS. Zwykle są uzbrojeni w broń automatyczną, wyrzutnie rakiet i granaty. Ich celem są zarówno statki pasażerskie, jak i towarowe. Somalia nie ma skutecznie działającego rządu od roku 1991, gdy dyktator generał Mohamed Siad Barre został obalony przez lokalnych watażków, którzy następnie rozpoczęli walkę między sobą. Od tego czasu w Somalii szerzy się bezprawie. W konflikcie w tym kraju śmierć poniosło co najmniej 300 tys. ludzi.