Belgrad "powinien mieć świadomość, że Kosowo jest coraz mniej częścią Serbii" - powiedział w wywiadzie dla serbskiego dziennika "Veczernje Novosti". "Pozostawienie Kosowa jest bardzo trudne i myślę, że żaden polityk nie może się na to zdecydować" - przyznał. CZYTAJ RELACJĘ REPORTERA INTERIA.PL Z PÓŁNOCNEGO KOSOWA, "DZIKIEJ SERBII" Dodik uważa, że Belgrad powinien postawić swoje warunki uznania niepodległości Kosowa. "Jeśli chcecie, aby Belgrad uznał niezależność części Kosowa, żądamy, aby północ prowincji pozostała przy Serbii" - zasugerował szef bośniackich Serbów. Granicząca z Serbią północna część Kosowa jest zamieszkana głównie przez Serbów, który odmawiają uznania władz w Prisztinie, w których dominują Albańczycy. Dodik, premier Republiki Serbskiej, która wraz z federacją muzułmańsko-chorwacką wchodzi w skład Bośni i Hercegowiny, jest zdania, że Serbowie mieszkający w enklawach na terytorium Kosowa powinni mieć "specjalny status". Z kolei Dukagjin Gorani, doradca polityczny premiera Kosowa Hashima Thaciego, powiedział w wywiadzie dla dziennika "Blic", że władze w Prisztinie "wielokrotnie wyrażały chęć, aby dla Kosowa północnego znaleźć najlepsze rozwiązanie, poprzez rozmowy, negocjacje i zawarcie porozumienia". "W tej chwili trudno jest określić, jakiego typu porozumienie zostanie zawarte, lecz premier Thaci deklarował jasno, że istnieje cała seria możliwych rozwiązań. Jednym z nich byłby status specjalny dla północnego Kosowa" - uważa Gorani. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości (MTS) uznał w miniony czwartek, że deklaracja niepodległości Kosowa, ogłoszona w lutym 2008 roku, nie stanowi naruszenia prawa międzynarodowego. Opinia doradcza MTS wydana została na zapytanie zgłoszone przez Zgromadzenie Ogólne NZ. Do czasu decyzji trybunału niepodległość byłej serbskiej prowincji uznało 69 krajów świata. Parlament Serbii przyjął we wtorek rezolucję stwierdzającą, że kraj ten nigdy nie uzna Kosowa. Parlament zebrał się w poniedziałek na nadzwyczajnej sesji po ogłoszeniu opinii MTS.