Jak poinformował dziś szef prezydium policji w stolicy Niemiec, Dieter Glietsch, do gwałtownych starć pomiędzy grupami lewicowymi a policją doszło w nocy z piątku na sobotę w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg. Zamieszki trwały prawie pięć godzin. Również na ulicach Hamburga doszło w nocy do ulicznej bitwy anarchistów z policją. Władze zauważają, że w tym roku uczestnicy zamieszek po pierwszomajowych manifestacjach byli znacznie bardziej agresywni niż w ostatnich latach. - Zajścia rozpoczęły się wcześniej niż w poprzednich latach, ataki wymierzone w policję były agresywniejsze - powiedział Glietsch. W zeszłym roku podczas zajść 1 maja zatrzymano 139 osób. Starcia na Kreuzbergu wybuchły już w piątek wieczorem, niedługo po rozpoczęciu pięciotysięcznej manifestacji grup skrajnie lewicowych pod hasłem "Kapitalizm oznacza wojnę i kryzys". Eskalacja nastąpiła po decyzji policji o skróceniu trasy przemarszu demonstracji. W kierunku funkcjonariuszy posypały się kamienie, butelki, koktajle Mołotowa, a także płyty wyrwane z chodników. Zniszczono dwa policyjne samochody. Policja odpowiedziała gazem łzawiącym. Sytuacja uspokoiła się dopiero po godz. 2.00 w nocy z piątku na sobotę. Ulice Kreuzbergu przedstawiały krajobraz po bitwie: odłamki szkła, uszkodzone chodniki, powybijane szyby, spalone kontenery na śmieci. Wszystko uprzątnięto jeszcze przed południem w sobotę. Służby porządkowe poinformowały, że zebrano 100 metrów sześciennych śmieci. W Hamburgu policja użyła przeciw agresywnym lewakom armatek wodnych. Demonstranci atakowali funkcjonariuszy kamieniami i butelkami, podpalali pojemniki na śmieci. Spłonął jeden samochód. Zatrzymano około 50 osób. Sześciu policjantów zostało lekko rannych.