Wśród faworytów jest były szef Ligi Arabskiej Amr Musa i ostatni premier mianowany przez Mubaraka, Ahmed Szafik. Możliwość przeprowadzenia wyborów to największa zdobycz Egipcjan, którzy w styczniu zeszłego roku wyszli na ulice, by protestować przeciwko autorytarnym rządom Mubaraka. Środowo-czwartkowe głosowanie będzie też momentem prawdy dla tego 83-milionowego kraju - pisze agencja Associated Press. Egipcjanie zdecydują, czy władza ma zostać w rękach świeckiej elity, związanej z dawnym reżimem, czy też ma przejść w ręce islamistów, którzy przez lata nie byli do niej dopuszczani. Większość wyborców będzie po prostu szukała zapewnienia, że sytuacja w kraju się uspokoi - po roku chaosu, krwawych protestów, osłabionej gospodarki i rosnącej przestępczości. Okres, który nastąpi po wyborach będzie najpewniej równie burzliwy - zaznacza AP. Nowy prezydent będzie musiał stawić czoło spornym kwestiom, które nie były poruszane od odejścia Mubaraka: chodzi o gospodarkę, rolę islamu, stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, które od lat wspierają ten kraj, a także o przyszłość historycznego traktatu pokojowego z Izraelem z 1979 r. W poniedziałek kandydaci oficjalnie zakończyli swoje kampanie, podczas których w ostatnich tygodniach podróżowali po kraju. Do głosowania uprawnionych jest 50 mln obywateli. Szanse na to, że w pierwszej turze któryś z 13 kandydatów zdobędzie wymaganą większość głosów są niewielkie. Drugą turę zaplanowano na 16 i 17 czerwca. Nazwisko nowego prezydenta zostanie ogłoszone 21 czerwca. Najwyższa Rada Wojskowa, która rządzi krajem od obalenia Mubaraka, zapowiedziała, że następnie odda władzę w ręce cywilów. Ostatnio zapewniła też, że wybory będą "w stu procentach uczciwe i transparentne". Rada nie poparła żadnego kandydata. Z sondaży przedwyborczych wynika, że faworytami w wyścigu do fotela prezydenckiego są Musa i Szafik. Jednak - jak podkreśla AP - takie badania za rządów Mubaraka były niemożliwe. Ich przeprowadzanie to nowość i nie wiadomo, do jakiego stopnia są one wiarygodne. Z ostatniego sondażu półoficjalnego Centrum Studiów Politycznych i Strategicznych Ahram wynika, że na ponad 31 proc. głosów może liczyć Amr Musa. Przez 10 lat był on ministrem spraw zagranicznych za rządów Mubaraka. Na drugim miejscu uplasował się Szafik, zdobywając ponad 22 proc. głosów. Ten dowódca sił powietrznych i dawny minister lotnictwa cywilnego był premierem od stycznia do marca 2011 r. Został zdymisjonowany po odejściu Mubaraka od władzy. Prawie 15-procentowym poparciem cieszy się kandydat Bractwa Muzułmańskiego Mohamed Mursi. Bractwo, które za rządów Mubaraka było zdelegalizowane, jest obecnie najsilniejszą siłą polityczną w Egipcie. Jednak wiele osób jest zdania, że biorąc pod uwagę popularność tej organizacji, w rzeczywistości Mursi może liczyć na lepszy wynik. Polityczne skrzydło Bractwa, Partia Wolności i Sprawiedliwości, w wyniku niedawnych wyborów zdominowało egipski parlament. Na czwartym miejscu, tuż za Mursim, uplasował się niezależny kandydat i umiarkowany islamista Abdel Moneim Abul Fotuh. Zdobył ponad 14 proc. głosów. Z sondażu przeprowadzonego przez Centrum Basira wynika, że faworytem jest Szafik, który może liczyć na ponad 19 proc. głosów. Według badania 14 proc. ankietowanych zamierza głosować na Musę, a na Fotuha - 12 proc. Na czwartym miejscu, zdobywając ponad 9 proc. głosów, znalazł się Hamdin Sabahi, czyli polityk nacjonalistyczny będący w opozycji za czasów Mubaraka. Wyniki tych sondaży opublikowano w niedzielę. Świeccy liderzy zeszłorocznej rewolucji obawiają się, że Musa i Szafik utrzymaliby pewne elementy skorumpowanego państwa policyjnego, któremu obaj służyli. Niektórzy islamiści twierdzą, że w przypadku zwycięstwa jednego z tych kandydatów Egiptowi groziłaby kolejna rewolucja. Z kolei wygrana Mursiego oznaczałaby, że Bractwo mogłoby zabrać się do islamizacji rządu. Jednak możliwy jest też drugi scenariusz, według którego Bractwo działałoby w bardziej pragmatyczny sposób, by nie rozdrażniać liberałów, wojska i sił bezpieczeństwa - pisze AP. Jeśli prezydentem zostałby Szafik lub Musa, doszłoby najpewniej do konfrontacji między szefem państwa a parlamentem. Bractwo twierdzi, że jako największa siła w parlamencie powinno mieć prawo do wyznaczenia premiera i utworzenia rządu. Jednak zgodnie z tymczasową konstytucją zadanie to należy do prezydenta. Tymczasem prace nad nową ustawą zasadniczą nawet się jeszcze nie zaczęły. Głównym celem zeszłorocznej rewolucji był demontaż dawnego systemu, lecz dotychczas zbyt wiele nie zrobiono w tym celu - podkreśla AP. Nie przeprowadzono reform sił bezpieczeństwa i agencji wywiadowczych, które były podstawą państwa policyjnego. Niezreformowane pozostały też ministerstwa i rządowe agencje, które przez trzy dekady działały w dużym stopniu dzięki układom i korupcji. Siły zbrojne wciąż obsadzają najwyższe pozycje państwowe generałami w stanie spoczynku. "Tych problemów nie rozwiążą ani te wybory, ani żadne inne w najbliższym czasie" - powiedział ekspert ds. Egiptu Denis Sullivan z Northeastern Illinois University. "Wybory są obecnie niezbędne, ale Egipt wciąż czeka dług okres przejściowy" - dodał.