Keiko jest córką odsiadującego praktycznie dożywotni wyrok byłego prezydenta Alberto Fujimori, który rządził w latach 1990-2000. Wśród części społeczeństwa jej japońskie korzenie wzbudzają niechęć i podejrzenia o nielojalność wobec Peru, przez co popularnie nazywana jest "Chinką". Dla Keiko nazwisko jej ojca stanowi najważniejszy kapitał polityczny. Z drugiej strony stanowi wielkie obciążenie, z którym trudno będzie jej wygrać w niedzielnych wyborach prezydenckich. O ile wszystkie sondaże dają jej pewne pierwsze miejsce w pierwszej turze, o tyle w drugiej o wygranej lub przegranej zdecydują głosy jej zagorzałych przeciwników. "Wykształciła się w USA za pieniądze, które ukradł jej ojciec" W niedzielnej debacie pomiędzy kandydatami na prezydenta Keiko odżegnywała się od autorytarnych zapędów swojego ojca. Przedstawiała również dowody mające świadczyć o jej niewinności w sprawach korupcji i malwersacji dokonywanych przez jej ojca oraz jego doradcę Vladimira Montesinosa. Część wyborców wytyka jej jednak korzystanie z bogactwa zdobytego nielegalnie przez Alberto. - Keiko wykształciła się w USA za pieniądze, które ukradł jej ojciec - wyjaśnia mieszkanka środkowej części kraju Marlene. Keiko nie zdołała przekonać do swoich argumentów przeciwników, którzy domagają się jej wykluczenia z prezydenckiego wyścigu. Również wielu kandydatów do Kongresu startujących z listy Ludowa Siła przewodzonej przez Fujimori manifestanci oskarżają o nadużycia, przestępstwa i nepotyzm. Restrykcyjne peruwiańskie ustawodawstwo wyborcze daje Krajowemu Sądowi Wyborów prawo wycofania kandydatury w przypadku stwierdzenia najmniejszego uchybienia. Przeciw Fujimori toczy się w Limie, stolicy kraju, postępowanie na szczeblu apelacyjnym, jednak w środę według powszechnych ocen Sąd ostatecznie oddali obciążające ją zarzuty. Wielotysięczne demonstracje zorganizowane przez aktywistów społecznych, związki zawodowe i studentów odbyły się we wtorek wieczorem na terenie całego kraju. Do ich ochrony zmobilizowano znaczne siły porządkowe, gdyż władze obawiały się zamieszek i wybuchu starć ze zwolennikami Keiko. Największa manifestacja pod hasłem "Keiko nie przejdzie" miała miejsce w Limie. Mniejsze demonstracje odbyły się także w różnych częściach świata zamieszkałych przez znaczącą peruwiańska emigrację, m.in. w Madrycie, Nowym Jorku czy Buenos Aires. "My jesteśmy fujimoristami" Jeden z organizatorów marszu w Huanuco (środkowe Peru) Jose Mario Someniego ze stowarzyszenia Opór powiedział, że "protestują przeciw stronniczości Krajowego Sądu Wyborów, który faworyzuje kandydatkę Ludowej Siły". Pomimo powtarzanych codziennie przez media zarzutów zwolennicy Keiko nie zmieniają przekonań. - My jesteśmy fujimoristami - otwarcie przyznaje starsza para. - Za Fujimori żyliśmy stabilnie, dokonano wielu inwestycji i pokonano terrorystów - dodają, nawiązując do wygranej wojny ze Świetlistym Szlakiem (stalinowsko-maoistowskim ruchem partyzanckim). Fujimori cieszy się największym poparciem w biedniejszych górskich i amazońskich regionach kraju. Najwięcej jej przeciwników wywodzi się z Południa, Wybrzeża i Limy. Prezydent Peru Ollanta Humala zaapelował do wszystkich sił politycznych o nieuczestniczenie w marszu i jego niepopieranie. Wezwaniem głowy państwa nie przejęli się najgroźniejsi rywale Keiko, Pedro Pablo Kuczynski stojący na czele Peruwiańczyków na Rzecz Zmiany (PPK) oraz Veronika Mendoza z lewicowego Szerokiego Frontu (Frente Amplio). 5 kwietnia to ważna data w historii Peru. W tym dniu rozpoczęła się tzw. "wojna o saletrę" w 1879 r. z Chile zakończona upokarzającą klęską, a w 1992 prezydent Alberto Fujimori doprowadził do "autozamachu" stanu, rozwiązując parlament i rozpoczynając epokę autorytarnych rządów.