Dempsey powiedział dziennikarzom we wtorek, że milicja złożona głównie z syryjskich szyitów, ma przejąć od armii rządowej część ciężaru walk z rebeliantami, które trwają już od 18 miesięcy. Rebelianci w Syrii to przeważnie sunnici wspierani sunnickie kraje, takie jak Arabia Saudyjska i Katar, a także przez Turcję. Sam prezydent Asad należy do alawitów, odłamu szyickiej wersji islamu. Zdaniem Dempsey'a, armia Asada jest coraz bardziej wyczerpana przedłużającą się wojną, morale jej żołnierzy spada i ma ponadto problemy z zaopatrzeniem. Generał i towarzyszący mu sekretarz obrony USA Leon Penetta określili wzrastające zaangażowanie Iranu jako niepokojące. - Nie sądzimy aby Iran powinien odgrywać taką rolę w obecnej sytuacji. Niebezpieczne jest to, że Iran próbuje wesprzeć reżim, który naszym zdaniem upadnie - powiedział Panetta. Zapytany o opcje ewentualnej militarnej interwencji w Syrii, Dempsey powiedział, że USA prowadzą rozmowy z Jordanią i Turcją na temat utworzenia stref bezpieczeństwa dla coraz liczniejszych uchodźców z Syrii. - Wraz z taką strefą prawdopodobnie zostałby wprowadzony w jakiejś formie zakaz lotów nad Syrią, ale nie planujemy żadnych jednostronnych działań - podkreślił. Panetta wcześniej zapewniał, że wprowadzenie takiej strefy "nie jest priorytetem" dla Stanów Zjednoczonych. Amerykańscy eksperci wojskowi ostrzegają, że wprowadzenie strefy zakazu lotów w syryjskiej przestrzeni powietrznej byłoby trudne ze względu na stosunkowo nowoczesne i rozbudowane systemy obrony przeciwlotniczej wojsk Asada. Tymczasem Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka poinformowało we wtorek, że od początku konfliktu w Syrii, który wybuchł w marcu 2011 roku, zginęło 23 002 ludzi. Szef tej organizacji, która ma siedzibę w Londynie, Rami Abdel Ralman powiedział, że w rewolcie przeciwko reżimowi Asada zginęło 16 142 cywilów, 1 018 dezerterów i 5 842 żołnierzy.