Esper przyznał, że amerykański kontyngent jest nadal wycofywany z północno-wschodniej Syrii. Amerykański sekretarz obrony stwierdził w piątek że żaden żołnierz USA nie będzie pomagał w patrolowaniu "strefy bezpieczeństwa", która ma oddzielać terytoria Kurdów w Syrii od Turcji. Zapewnił przy tym, że siły USA będą w kontakcie z Ankarą i Syryjskimi Siłami Demokratycznymi. Zaskakujący komentarz Trumpa Prezydent Donald Trump, który wcześniej napisał na Twitterze, że "USA zabezpieczyły ropę, a bojownikami IS zajmą się podwójnie Kurdowie i Turcja", powiedział w piątek dziennikarzom: "Przejęliśmy kontrolę nad ropą na Bliskim Wschodzie". Biały Dom nie był w stanie wyjaśnić tego komentarza, który wydaje się oderwany od wszystkich informacji płynących z Syrii czy też innych miejsc na Bliskim Wschodzie - pisze agencja AP. Trump powiedział również o Turkach, że "musieli wyczyścić" z Kurdów te rejony, w które wysłali swoją wojskową ekspedycję. Skomentowała to ekspertka do spraw obronności z konserwatywnego think tanku American Enterprise Institute, Danielle Pletka, która uznała, że USA "oddają Turcji dominację nad północno-wschodnią Syrią". "Krwawa plama" na historii USA Senator Mitt Romney, wpływowy Republikanin, skomentował czwartkowe porozumienie o zawieszeniu operacji wojskowej Turcji wymierzonej w syryjskich Kurdów, podkreślając, że nie zmienia to faktu, iż Ameryka porzuciła swoich sojuszników, wycofując wojska z Syrii, i pozostanie to "krwawą plamą" na historii USA - relacjonuje "Washington Post". Skrytykował też fakt, że Waszyngton pozwolił Ankarze wygrać spór z Ameryką o ustanowienie strefy buforowej przy granicy z Turcją, z której wypchnięci zostaną Kurdowie. "Czy jesteśmy w dyplomacji tak słabi i nieudolni, że Turcja zmusiła Amerykę do zmiany zdania? Turcja?" - powiedział Romney. 9 października Turcja i sprzymierzeni z jej siłami syryjscy bojownicy rozpoczęli w północno-wschodniej Syrii zbrojną ofensywę o kryptonimie Źródło Pokoju, której deklarowanym celem jest wyparcie bojowników kurdyjskiej milicji YPG z przygranicznego pasa na środkowym odcinku granicy turecko-syryjskiej i utworzenie tam "strefy bezpieczeństwa", do której Ankara zamierza przesiedlić syryjskich uchodźców zbiegłych do Turcji. Turcja podjęła tę operację po decyzji Trumpa o wycofaniu kontyngentu USA z Syrii. Władze w Ankarze uważają kurdyjskich bojowników z Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG), stanowiących trzon SDF, za terrorystów z powodu ich powiązań ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu. YPG były przez ostatnie pięć lat najważniejszym sojusznikiem USA w walce z Państwem Islamskim.