Zdaniem Harms, Europa musi powstrzymać się dziś od stawania po stronie któregoś z kandydatów i uszanować wynik drugiej tury, jeśli wybory będą demokratyczne. - Jako Europejka oczywiście nie mogę być za tym obozem, który pięć lat temu zmanipulował wybory, ale to do Ukraińców należy dziś decyzja. Nie zgadzam się z komentarzem, jaki dziś czytałam w "Der Spiegel", że te wybory to zwycięstwo Rosji. To nie jest moje wrażenie. Uważam, że Ukraińcy trzymają się własnych przekonań, czym są demokratyczne oraz uczciwe i transparentnie zorganizowane wybory i zrobili wiele, by to osiągnąć. Więc w żadnym wypadku nie można uznać za zwycięstwo Rosji, że Ukraińcy idą drogą demokracji - powiedziała Harms. Z drugiej strony eurodputowana skrytykowała UE za brak wystarczającego zaangażowania na Ukrainie od czasu pomarańczowej rewolucji pięć lat temu. - Nie wystarczy tylko obiecywać europejską perspektywę. Nie udało nam się nawet wprowadzić porządnych ułatwień wizowych. To wstyd i porażka UE, co osiągnęliśmy - powiedziała. Jej zdaniem europejscy politycy "nigdy tak naprawdę silnie nie zaangażowali się w to, co dzieje się na Ukrainie i nie dość głośno krytykowali ukraińskich liderów za brak reform. - Jeśli ludzie zachowują się jak (prezydent) Wiktor Juszczenko, czy (premier) Julia Tymoszenko w ostatnich latach, i zainteresowani są tylko prywatną władzą i wpływami w dużych firmach energetycznych, wówczas politycy z UE muszą ich silnie krytykować - powiedziała. Harms, która obserwowała wybory w Kijowie, gdzie odwiedziła 17 lokali wyborczych, zapewniła, że wszyscy z 14 członków wyborczej misji obserwacyjnej Parlamentu Europejskiego na Ukrainie "mieli pozytywną opinię co do tego, jak te wybory były zorganizowane". - Nie było różnic pomiędzy grupą europosłów, która obserwowała te wybory w Kijowie, Doniecku i Lwowie - dodała. Przyznaje, że w drugiej turze wyborów 7 lutego wynik jest trudny do przewidzenia; a Janukowycz i premier Julia Tymoszenko "będą szli łeb w łeb", gdyż elektorat kandydatów, którzy zajęli kolejne miejsca, "podzieli się, o ile pójdzie głosować". - Nie można dziś powiedzieć, na kogo zagłosuje elektorat Serhija Tihipki i Wiktora Juszczenki. Byłabym zaskoczona, gdyby Juszczenko wezwał swój obóz do poparcia Janukowycza. To byłaby polityczna niespodzianka, ale na Ukrainie, jeżeli w grę wchodzi rywalizacja między czołowymi politykami, trzeba być gotowym na wszystko - powiedziała. Według danych z 90,03 proc. lokali wyborczych, na lidera Partii Regionów Ukrainy Wiktora Janukowycza padło 35,39 proc. głosów, a na premier Julię Tymoszenko - 24,97 proc. - podała w poniedziałek Centralna Komisja Wyborcza w Kijowie.