Za takim stanowiskiem głosowało 426 europosłów, 140 było przeciw, 122 wstrzymało się od głosu. Na tydzień przed unijnym szczytem, na którym przywódcy państw członkowskich mają przyjąć budżet UE na lata 2007-13, eurodeputowani wysłali więc wyraźny sygnał do przywódców "25" o zwiększenie wydatków Unii. Zagrozili jednocześnie, że mogą zablokować porozumienie, jeśli rządy nie posłuchają ich apelu. - Teraz mamy własną propozycję. Porównamy ją z tym (budżetem- red.), co przyjmie Rada i ocenimy, czy nam się to podoba - powiedział po głosowaniu przewodniczący PE Josep Borrell. Aby porozumienie rządów w sprawie budżetu weszło w życie wymaga aprobaty PE. W przeciwnym razie, Unia będzie musiała opierać się na budżetach rocznych. "PE nie zaakceptuje kolejnego planu budżetowego, jeśli jego priorytety nie zostaną uwzględnione w ostatecznym stanowisku Rady ministrów UE" - czytamy w przyjętym dziś stanowisku PE. Ponadto PE przyjął poprawkę zgłoszoną m.in. przez Dariusza Rosatiego (SdPL), by utrzymać siedmioletni, a nie jak chciał początkowo sprawozdawca raportu PE, pięcioletni plan budżetowy. Zdaniem Rosatiego, dla Polski skracanie planu budżetowego byłoby niekorzystne, bowiem negocjacje każdego kolejnego budżetu będą jeszcze trudniejsze, wobec ujawniających się egoizmów państw członkowskich. Europarlament chce, by wydatki Unii w latach 2007-13 wyniosły przynajmniej 1,07 proc. dochodu narodowego brutto (DNB), co oznacza ponad 883 mld euro (liczonych w tzw. płatnościach). Tymczasem wobec żądań płatników netto, a zwłaszcza Niemiec i Holandii, kierujący pracami UE Luksemburg zaproponował kompromis na poziomie 1,0 proc. (płatności), czyli około 800 mld (według danych PE dokładnie ta propozycja wynosi 0,978 proc. DNB). Jak nieoficjalnie dowiedziano się od dyplomaty jednego z małych krajów Unii, kolejna, zapowiedziana przez Luksemburg na 15 czerwca propozycja kompromisu będzie jeszcze mniejsza - a cięcia dotkną funduszów spójności. - To nie wina Luksemburga (że propozycja jest tak mała), ale grupy sześciu. Te kraje chcą mieć i zjeść ciastko! - krytykował podczas dzisiejszej debaty eurodeputowany Pierre Jonckheer. Tworzona przez Niemcy, Francję, Wielką Brytanię, Austrię, Szwecję i Holandię grupa sześciu domaga się cięć jeszcze większych, ograniczających budżet w ciągu siedmiu lat do 750 mld euro.