Oddziaływanie rosyjskiej propagandy na państwa UE oraz wywieranie wpływu na wybory w niektórych krajach poprzez dezinformację były przedmiotem środowej debaty w Parlamencie Europejskim w Strasburgu. Dla PE jest to kolejna tego typu debata. Już w 2016 roku posłowie ostrzegali, że Kreml nasilił propagandę przeciwko UE po zajęciu Krymu i rozpoczęciu wojny hybrydowej w Donbasie. W przyjętej wtedy rezolucji znalazły się przykłady narzędzi i metod dezinformacji szeroko wykorzystywanych przez rosyjski rząd: think tanki, wielojęzyczne stacje telewizyjne (np. Russia Today), agencje informacyjne (np. Sputnik), a także trolling w internecie i mediach społecznościowych. Ich głównym celem jest, zdaniem europosłów, zakwestionowanie wartości demokratycznych i wprowadzenie rozłamu w Europie. Do poprzedniej rezolucji PE na temat rosyjskiej dezinformacji nawiązał podczas środowej debaty unijny komisarz ds. bezpieczeństwa Julian King, przypominając, że odbyła się ona z inicjatywy europosłanki Anny Fotygi (PiS, Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy). Komisarz przekonywał, że kampanie dezinformacyjne Kremla są strategią zsynchronizowaną tak, by te same przekazy ukazywały się jednocześnie w wielu krajach na różnych kanałach informacyjnych. "Władze rosyjskie tak naprawdę nie ukrywają celów tej kampanii. Oficjalna doktryna wojskowa, główni generałowie - wszyscy oni mówią o fałszywych danych i fałszywych informacjach jako części działań wojskowych. Państwa członkowskie są na pierwszej linii tych działań" - powiedział King. Przypomniał, że to właśnie dlatego w UE powstała specjalna grupa do walki z dezinformacją. "Chcemy wzmocnić media w państwach członkowskich i w krajach sąsiadujących i chcemy również poprawić nasze reakcje na działania dezinformacyjne" - powiedział. Jego zdaniem UE powinna podwoić wysiłki, by "unicestwić tę propagandę". Europoseł Jeppe Kofod (Socjaliści i Demokraci) uważa, że Kreml ingeruje w różne aspekty zachodniej demokracji, jak wybory w USA czy referendum ws. Brexitu. Przypomniał, że w 2019 r. odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. "Pojawia się pytanie, ile miejsc w następnym Parlamencie zdobędzie Rosja" - powiedział. Głos polskich eurodeputowanych Głos podczas debaty zabrali również polscy europosłowie. Zbigniew Kuźmiuk (EKR, PiS) również przypomniał raport autorstwa Fotygi, przyjęty przez PE w listopadzie 2016 r. Zaznaczył, że jego konkluzje, choć z pewnymi oporami, są wprowadzane w życie. Jego zdaniem Stratcom, grupa specjalistów w UE powołana do walki z propagandą i dezinformacją, powinna być samodzielną unijną agencją, a nie częścią unijnej służby zagranicznej. "Chciałbym też pochwalić zwiększenie środków na walkę z rosyjską propagandą o 1 mln euro, ale jednocześnie muszę przypomnieć, że Rosja na swoją telewizję przeznacza tysiąc razy więcej rocznie" - powiedział Kuźmiuk. Marek Jurek (EKR) zauważył, że fundamentem bezpieczeństwa na Wschodzie jest realna, a nie wirtualna solidarność. "Dziś na tej sali słyszeliśmy wypowiedź przedstawiciela niemieckiej socjaldemokracji, a więc jednej z największych partii politycznych w Europie. Przekonywał (...), że to czas na normalizację stosunków z Rosją. Krym jest okupowany, Rosja nie chce zwrócić samolotu, w którym zginął polski prezydent i który stanowi główny dowód w śledztwie, które w tej sprawie się toczy, a my mówimy o normalizacji. Czym ma być ta norma? To ma być kariera (byłego) kanclerza (Niemiec Gerharda) Schroedera, jego wybitna rola ekspercka, którą ciągle kontynuuje u boku prezydenta Rosji (Władimira) Putina" - powiedział. Zdaniem Zdzisława Krasnodębskiego (EKR, PiS) należy bardziej zastanowić się nad wpływem Rosji i jej propagandy na europejskich polityków i europejską politykę. "Nie chodzi tylko o populistów i nacjonalistów. Weźmy wspominany przykład b. kanclerza Gerharda Schroedera. Czy jest nacjonalistą, populistą? Nie, jest człowiekiem, który wypowiada się zawsze bardzo pozytywnie, również jego partia, na temat UE. A co sądzić o jego działalności? Jest o wiele bardziej niebezpieczna, niż wszystkie fake newsy. Podobnie ci politycy, którzy twierdzą, że Nord Stream jest tylko projektem gospodarczym, szerzą propagandę rosyjską" - powiedział. "Musimy zacząć działać natychmiast" Dariusz Rosati (PO, Europejska Partia Ludowa) powiedział, że w ciągu ostatnich miesięcy byliśmy i jesteśmy świadkami prób manipulowania opinią publiczną i wpływania na wyniki demokratycznych wyborów w UE i poza nią. "Wiele z tych prób było dziełem Rosji. Musimy zacząć działać natychmiast i zdecydowanie, żeby zwiększyć odporność UE, państw członkowskich i obywateli na tego typu próby dezinformacji" - oświadczył. Europoseł podkreślił, że Rosja skutecznie rozwinęła strategię propagandy, której celem jest osłabienie UE np. poprzez wzmacnianie tendencji nacjonalistycznych i rozbijanie jedności Unii, wpływanie na sytuację w poszczególnych państwach członkowskich oraz państwach sąsiadujących z UE. Zaapelował też o stworzenie strategii walki z tego rodzaju propagandą. "Propaganda rosyjska to wiele fortepianów" - mówił Kosma Złotowski (PiS, EKR) - ale podczas debaty niemal wszyscy wskazywali na jeden - telewizję Russia Today. "Oni chcą wpłynąć na opinię publiczną w UE, czy na świecie, ale my też musimy wpływać na ich opinię publiczną. Europe Today - to powinna być nasza odpowiedź" - powiedział. Dodał, że są już takie inicjatywy i KE powinna je wesprzeć. W debacie głos zabrali również przedstawiciele ugrupowania Zielonych. Europosłanka Rebecca Harms powiedziała, że rosyjska propaganda to nie tylko media, ale również politycy, którzy działają na rzecz podziałów w UE. "Chcą wzmocnić sceptycyzm wobec Europy. Media społecznościowe stały się skutecznym narzędziem do rozpowszechnienia fake newsów. Kreml wspiera też partie populistyczne, nacjonalistyczne i lewicowe. Mamy dowody z Francji, również z Niemiec" - podkreśliła. Dodała, że UE ciągle robi za mało, by walczyć z propagandą i kłamstwami. Debata miała charakter informacyjny, posłowie nie podjęli decyzji o wydaniu kolejnej rezolucji w tej sprawie.