Kwaśniewski i Cox z ramienia PE obserwują postępowania sądowe wobec polityków ukraińskiej opozycji: Jurija Łucenki oraz skazanej na siedem lat byłej premier Julii Tymoszenko. W środę konferencja przewodniczących PE - czyli szefowie wszystkich komisji - ma podjąć decyzję, czy wysłannicy europarlamentu będą kontynuować misję, rozpoczętą w czerwcu 2012 roku. Komentatorzy wyrażali nadzieję, że misja przyczyni się do zażegnania kryzysu w stosunkach między Ukrainą i UE. W październiku, gdy politycy przedstawili wstępne sprawozdanie z pierwszych miesięcy swej działalności, Kwaśniewski przyznał, że największym sukcesem misji byłoby całkowite uwolnienie Tymoszenko. Chwalił zarazem władze ukraińskie za reformy prawne, które zbliżają Kijów do standardów unijnych. Tymczasem Tymoszenko wciąż jest w kolonii karnej, a nawet przedstawiono jej nowe zarzuty; w połowie stycznia Prokuratura Generalna Ukrainy poinformowała byłą premier, że jest ona także podejrzana o organizację morderstwa w 1996 roku parlamentarzysty i biznesmena Jewhena Szczerbania. - Rzeczywiście, rezultaty ciężkiej pracy prezydentów Kwaśniewskiego i Coxa mogą rozczarowywać - ale nie z ich winy, lecz z powodu niedotrzymania przez stronę ukraińską pewnych obietnic, jak np. dotyczących warunków przetrzymywania (byłego szefa MSW) Jurija Łucenki, który powinien przebywać w szpitalu, a nie w kolonii karnej - ocenił Jacek Protasiewicz (PO). Jednak - podkreślił - misji nie należy zawieszać i nie chcą tego zarówno ukraińskie władze, jak i tamtejsza opozycja. - Mimo braku konkretnych rezultatów misja ta jest jednak skuteczną formą komunikacji, przede wszystkim z Tymoszenko i Łucenką. (...) Ważne, byśmy znali ich opinie i mieli wiadomości z pierwszej ręki - dodał eurodeputowany. Jego zdaniem misja powinna być kontynuowana przynajmniej do lata, ale być może należałoby zweryfikować jej cele. - Trzeba się pogodzić z tym, że nie udało się doprowadzić do przełomu w dialogu między władzami w Kijowie a opozycją, ale obserwacja procesów i sytuacji więźniów ma sens - ocenił Protasiewicz. Podobnego zdania jest niemiecka europosłanka Zielonych Rebecca Harms. - W tej chwili można ocenić, że misja ta nie osiągnęła tego, co sobie po niej obiecywaliśmy - powiedziała Harms. Dodała, że według doniesień z Ukrainy Jurij Łucenko bezpośrednio po operacji układu pokarmowego nieoczekiwanie został przewieziony ze szpitala do kolonii karnej, a Tymoszenko "ma uzasadnione powody", by bać się represji. - Kwaśniewski i Cox bardzo się starali, by poprawić tę sytuację (...) Życzeniem córki Julii Tymoszenko, tak jak ugrupowania byłej premier, jest jednak kontynuowanie prac misji. Musimy jednak przemyśleć warunki tego mandatu. Myślę, że raporty Kwaśniewskiego i Coxa muszą zostać opublikowane. Jeśli nadal to wszystko pozostanie między nami, a na Ukrainie nic się nie zmieni - to któż uwierzy w skuteczność tej misji - powiedziała Harms. Szef frakcji socjalistów i demokratów w PE Hannes Swoboda uznał, że Kwaśniewski i Cox powinni kontynuować swoje prace na Ukrainie. - Chodzi zarówno o los więźniów politycznych, jak i reformy na Ukrainie. Kraj ten trochę gra na czas, ale jest zbyt ważny, by zostawić go samemu sobie i w pewnym sensie spisać na straty - powiedział. Sprawa Tymoszenko, skazanej na siedem lat więzienia za nadużycia przy zawieraniu kontraktów gazowych z Rosją w 2009 roku, spowodowała kryzys w relacjach UE i Ukrainy. W wielu europejskich stolicach panuje przekonanie, że skazanie byłej premier było umotywowane politycznie. Tymoszenko była najważniejszą rywalką ukraińskiego prezydenta Wiktora Janukowycza w zwycięskich dla niego wyborach prezydenckich w 2010 r. Pod znakiem zapytania stoi podpisanie umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z UE, planowane wstępnie na jesień tego roku.