Dzisiaj Unia Europejska dysponuje kilkoma narzędziami do obrony praworządności, w tym art. 7 Traktatu o UE - w ramach którego zresztą wobec Polski i Węgier aktualnie toczą się postępowania - czy nowo przyjętym mechanizmem warunkowości, który ma zagwarantować prawidłowe wydawanie funduszy unijnych. Komisja Europejska postanowiła ponadto dorocznie monitorować stan praworządności we wszystkich krajach członkowskich - pierwszy raport na ten temat ukazał się w ubiegłym roku. Jednak według Parlamentu Europejskiego to wciąż za mało, żeby skutecznie egzekwować zasadę państwa prawa w UE. Zdaniem europosłów sprawozdania przygotowywane przez KE są niekompletne, ponieważ nie obejmują wszystkich wartości zapisanych w art. 2 Traktatu i skupiają się głównie na naruszaniu praworządności, omijając np. łamanie praw podstawowych, w tym praw kobiet czy mniejszości LGBT. - W ostatniej dekadzie w kilku państwach członkowskich doszło do rażących ataków na praworządność, prawa podstawowe i inne wartości Unii. Niestety UE jest nadal strukturalnie słabo przygotowana do radzenia sobie z pogarszaniem standardów demokratycznych praw podstawowych i praworządności oraz z naruszeniami w państwach członkowskich. Chcemy to zmienić - tłumaczą europarlamentarzyści. I alarmują, że w czasie pandemii COVID-19 sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła, bo wiele rządów pod przykrywką walki z kryzysem ograniczyło wolności obywatelskie. - Widzimy wzrost tendencji autokratycznych, pogłębiony dodatkowo przez pandemię COVID-19 i recesję gospodarczą - mówią unijni politycy. Dlatego też Parlament zaproponował własne rozwiązanie, czyli kompleksowy mechanizm na rzecz demokracji, praworządności i praw podstawowych. Walka nie tylko o praworządność Nowy mechanizm miałby konsolidować istniejące narzędzia ochrony praworządności, w tym procedury z art. 7, postępowania przeciwnaruszeniowe i mechanizm warunkowości oraz zastąpić obecnie istniejące instrumenty jak: roczne sprawozdanie KE na temat praworządności, roczny raport KE na temat stosowania karty praw podstawowych, ramy Komisji na rzecz praworządności, dialog Rady na temat praworządności czy unijny mechanizm współpracy i weryfikacji. W efekcie miałoby powstać jedno wspólne narzędzie, jakim byłby roczny cykl monitorowania wartości Unii. Nowy cykl monitoringu obejmowałby nie tylko kontrolę praworządności, ale i wszystkich wartości zawartych w art. 2 Traktatu, w tym demokracji i praw podstawowych. Byłby on stosowany w sposób jednakowy wobec wszystkich państw członkowskich, zaś te kraje, w których stwierdzono naruszenia otrzymywałyby odpowiednie zalecenia wraz z harmonogramem ich wdrożenia i celami. W przypadku, gdyby jednak zmiany nie zostały wprowadzone, kraje musiałyby się liczyć z konkretnymi sankcjami, w tym karami finansowymi, czyli obcięciem funduszy unijnych. - UE dysponuje różnymi narzędziami i instrumentami ochrony praworządności, ale są one fragmentaryczne i nieskuteczne. Proponowany mechanizm usprawniłby je i skonsolidował. Łączyłby on monitorowanie, czyli np. roczne sprawozdania, z egzekwowaniem, czyli zapisami z art. 7 lub rozporządzeniem warunkowym. I tak, jeżeli w wyniku kontroli zostałyby stwierdzone problemy systemowe w danym kraju członkowskim, będzie jasne, jakie należy zlecić środki zaradcze. Jeśli nie zostaną one wdrożone - będzie wiadomo, jakie należy wyciągnąć wobec kraju konsekwencje - wyjaśnia w rozmowie z Interią słowacki europoseł Michal Šimečka z grupy Renew, sprawozdawca projektu. Nowy mechanizm miałby opierać się na porozumieniu międzyinstytucjonalnym między trzema instytucjami, czyli Radą, Komisją Europejską i Parlamentem, które na jego podstawie zobowiązane byłyby do monitorowania sytuacji we wszystkich krajach członkowskich. Zgodnie z zapisami traktatowymi, porozumienie byłoby wiążące prawnie. Krótko mówiąc: instytucje musiałyby go przestrzegać. Zdaniem słowackiego polityka jedynie całościowy mechanizm pozwoli wyegzekwować od państw UE przestrzeganie unijnych zasad. - Prowadzenie monitoringu w oderwaniu od narzędzi egzekwowania prawa nie ma sensu. Doprowadziłoby to również do wyraźnego podziału obowiązków między Komisję, Radę i Parlament w zakresie ochrony wartości UE, co mogłoby być źródłem niepotrzebnych nieporozumień i tarć - dodaje Šimečka. Jego zdaniem w UE brakuje kompleksowego mechanizmu pozwalającego na całościowe zbadanie stanu demokracji, praworządności, praw podstawowych i wszystkich innych wartości Unii. Tymczasem nowy mechanizm obejmowałby nie tylko praworządność, ale również demokrację i prawa podstawowe, czyli pełny zakres art. 2. - Obecnie, w ramach rocznego sprawozdania na temat praworządności, sporządzanego przez Komisję, te wartości się praktycznie pomija - zauważa eurodeputowany. Część europosłów rozczarowana Po co Unii nowy mechanizm? Zdaniem europarlamentarzystów UE nie potrafi sobie poradzić z łamaniem praworządności w krajach członkowskich. - Parlament jest rozczarowany brakiem postępów w zakresie ochrony praworządności. Zauważamy, że od czasu uruchomienia postępowania z art. 7 wobec Polski i Węgier nic się w zasadzie nie zmieniło. Podczas prezydencji Słowenii w Radzie niemal nie odbywały się debaty ani wysłuchania na temat naruszania praworządności przez te kraje. Temat utknął, tymczasem widzimy, że w Polsce i na Węgrzech sytuacja się pogorszyła i pogarsza coraz bardziej, widzimy łamanie niezależności sądownictwa, wolnych mediów, praw kobiet i środowisk LGBT - mówią Interii unijni dyplomaci. PE zaniepokojony jest również faktem, że chociaż unijny mechanizm warunkowości, łączący budżet UE z praworządnością, obowiązuje już od stycznia, to faktycznie nie jest jeszcze stosowany. To dlatego, że Komisja Europejska jeszcze na szczycie Rady w grudniu 2020 roku obiecała premierom Mateuszowi Morawieckiemu i Viktorowi Orbanowi, że jeśli ci uchylą swoje weto budżetowe, to nie będzie wnioskować o zawieszenie wypłat funduszy do czasu formalnego wyroku TSUE w tej sprawie. Ten zapaść ma w pierwszym kwartale 2022 r., w kuluarach mówi się, że w lutym. Jak dotąd opinię w tej sprawie wydał rzecznik generalny TSUE, który uznał mechanizm za zgodny z Traktatami i zalecił oddalenie skargi Polski i Węgier. - Mamy przynajmniej roczne opóźnienie we wdrażaniu mechanizmu. Komisja pod naciskiem rządów krajowych, przy sporym zresztą udziale Angeli Merkel, zgodziła się pójść na układ polityczny, chociaż nie musiała tego robić. KE mogłaby uruchomić mechanizm już teraz, bo nie jest prawnie zobowiązana, żeby czekać na wyrok TSUE, ale tego nie robi. Zamiast tego wysłała pisma do polskiego i węgierskiego rządu, na co zresztą Parlament też jest wściekły, bo dowiedział się o tym z mediów - zdradzają unijni politycy. Parlament Europejski, który już wcześniej krytykował Komisję za nadmierną opieszałość przy egzekwowaniu praworządności, w październiku pozwał ją za to do TSUE. - Biorąc pod uwagę palące kryzysy w Polsce i na Węgrzech, Unia powinna w pełni korzystać z instrumentów ochrony praworządności. Tak jednak nie jest. Mechanizm warunkowości nie jest jeszcze stosowany, mimo że od roku jest prawem UE. Postępowanie na podstawie art. 7 utknęło w martwym punkcie - wymienia zarzuty PE europoseł Michal Šimečka. Jego zdaniem zaproponowany przez PE nowy mechanizm jest długoterminowym rozwiązaniem systemowym i dobrym sposobem na włączenie ochrony wartości europejskich do głównego programu UE: - Chodzi o stworzenie pełnoprawnego "europejskiego semestru" w zakresie wartości określonych w art. 2. Nie chodzi tu o Węgry i Polskę. Chodzi o zapobieganie przyszłym kryzysom, takim jak ten - mówi europoseł. Parlament Europejski przegłosował większością głosów projekt ustanowienia nowego mechanizmu. Instytucja naciska teraz na Komisję o podjęcie odpowiedniej inicjatywy legislacyjnej, bo sam PE nie ma władzy ustawodawczej. - Rozmowy zarówno z Komisją, jak i Radą na ten temat wciąż trwają - mówi Michal Šimečka. Jowita Kiwnik Pargana