Jak podaje brytyjski "Daily Mail", przedstawiciele służb ratunkowych z Indonezji przekazali, że jedna z ofiar, którą udało się odnaleźć w rejonie katastrofy, miała założoną kamizelkę ratunkową. Już wczoraj odnaleziono również trzy ofiary, które wciąż trzymały się za ręce. Znalezione ciała były również w pełni ubrane. Ma to potwierdzać teorię, że samolot nie wybuchł ani nie rozpadł się w powietrzu. To jednak, jak zwracają uwagę eksperci, stawia pod znakiem zapytania kwestię, dlaczego pilot wiedząc o tym, że coś złego dzieje się z maszyną, nie wysłał żadnego sygnału SOS. Dotychczas wydobyto siedem ciał ofiar katastrofy lotniczej, w tym ciało kobiety w mundurze stewardessy. Dwa ciała przetransportowano już do Surabai, drugiego co do wielkości indonezyjskiego miasta, gdzie przebywa obecnie większość bliskich ofiar katastrofy. Powstało tam centrum zarządzania kryzysowego. Od 30 osób pobrano już próbki DNA w celu identyfikacji ofiar. Szef tanich linii AirAsia Tony Fernandes powiedział, że wciąż nie zlokalizowano wraku airbusa. Wcześniej informowano, że za pomocą sonaru udało się ustalić położenie maszyny. Na pokładzie 162 osoby Airbus A320-200 zniknął z radarów o godz. 6.17 (0.17 czasu polskiego) w niedzielę, lecąc w gęstych chmurach burzowych z Surabai do Singapuru. Na pokładzie maszyny były 162 osoby, głównie Indonezyjczycy. Podczas feralnego lotu pilot za zgodą kontroli lotów zmienił kurs, żeby ominąć front burzowy. Wkrótce potem zwrócił się o zgodę na zwiększenie wysokości do 38 tysięcy stóp (ponad 11580 metrów). Zgody tej nie otrzymał od razu, ponieważ w pobliżu leciały na tym pułapie inne maszyny. Gdy kilka minut później kontrola lotów zezwoliła mu na zwiększenie wysokości najpierw do 34 tys. stóp (ponad 10360 metrów), pilot już nie odpowiedział. Anna Baranowska-Ślusarek CZYTAJ TAKŻE NA RMF24.PL