Keir Starmer mówił dziś podczas konferencji Partii Pracy, że ostateczna umowa z Unią Europejską musiałaby spełniać szereg przedstawionych wcześniej warunków, w tym "utrzymanie identycznych korzyści", jaki dziś kraj czerpie z członkostwa w unii celnej i wspólnym rynku. A to - zdaniem i większości ekspertów - będzie bardzo trudne w oparciu o plan, jaki konserwatywna premier położyła na stole negocjacyjnym. Jeśli premier wróci z umową niespełniającą naszych warunków, co wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, zagłosujemy przeciwko jej umowie" - stwierdził Keir Starmer. Polityk dodał, że w przypadku, gdyby parlament odrzucił plan Theresy May, jednym ze scenariuszy powinno być referendum, w którym Brytyjczycy ocenią wynegocjowaną przez rząd umowę. "Chcemy wyborów by zmieść ten upadły rząd. Potem pragniemy zainstalować radykalny rząd zdolny do zmiany naszego kraju. Tak powinno się stać po dwóch latach negocjacji zakończonych klęską. Ale jeśli to nie będzie możliwe, musimy mieć inne opcje, w tym prowadzenie kampanii na rzecz publicznego referendum. I nikt nie wyklucza opcji pozostania w Unii" - stwierdził Keir Starmer. Ta ostatnia deklaracja - najdalej jak na razie idąca oficjalna wypowiedź czołowego polityka popierająca ideę drugiego głosowania - wywołała długi aplauz. Według sondaży większość członków partii jest za. Ale wśród elektoratu - gdzie przeważają euroentuzjaści - zdania są bardziej podzielone. Co więcej - lider partii Jeremy Corbyn od dekad zajmował pozycje eurosceptyczne, choć - jak deklaruje - ostatecznie w referendum zagłosował za pozostaniem w Unii. Dotychczas jednak unikał jednoznacznego poparcia dla drugiego głosowania.