Mimo obietnic szefów resortów obrony i spraw wewnętrznych, Abdula Rahima Wardaka i Bismilli Chana Mohammadiego, że poprawią bezpieczeństwo przy granicy, parlament nie udzielił im wotum zaufania. Wezwał też prezydenta Hamida Karzaja do wyznaczenia nowych ministrów na ich miejsce. Stało się tak mimo argumentów ministra obrony, że jego resort wysłał na granicę dwa bataliony i skierował tam artylerię dalekiego zasięgu. Deputowani przypominali też w trakcie debaty doniesienia o korupcji panującej w obu ministerstwach oraz o zaniedbaniach, jakie miały umożliwić zamachy na wysokich rangą urzędników. Nie jest jasne, czy ministrowie odejdą natychmiast ze stanowisk - pisze agencja Associated Press. Kancelaria prezydenta oświadczyła, że szef państwa podejmie decyzję na posiedzeniu rady bezpieczeństwa w niedzielę. AP przypomina, że w przeszłości Karzaj po podobnych głosowaniach w parlamencie utrzymywał urzędników jako pełniących obowiązki i przeciągał nominacje ich następców. Kabul oskarża Islamabad o prowadzenie ostrzału rakietowego dwóch wschodnich prowincji afgańskich: Kunar i Nuristan. Celem pocisków są kryjówki rebeliantów, ale ich ofiarą często padają mieszkańcy przygranicznych wiosek. Pakistan odrzuca oskarżenia i twierdzi, że jedynie odpowiada na ataki bojowników, w tym talibów pakistańskich ukrywających się po afgańskiej stronie granicy. Napięcie między Kabulem i Islamabadem z powodu ostrzału terenów przygranicznych narasta, mimo zwoływanych spotkań urzędników wysokiego szczebla oraz przedstawicieli NATO w sprawie wzmocnienia bezpieczeństwa na granicy. Agencja Reutera zauważa, że debata w parlamencie Afganistanu nad odwołaniem ministrów unaocznia problemy, z jakimi musi się zmierzyć administracja Karzaja przed zaplanowanymi na 2014 rok wyborami prezydenckimi. W tym samym roku Afganistan mają opuścić żołnierze koalicji międzynarodowej, pozostawiając odpowiedzialność za bezpieczeństwo kraju w rękach afgańskich.