Ogólnokrajowy strajk na kolei w Wielkiej Brytanii rozpoczął się we wtorek 21 czerwca. Obsługiwanych było wówczas tylko około 20 proc. połączeń, z czego na połowę tras w ogóle nie wyjechały pociągi, a na pozostałych kursowały rzadziej niż zwykle i w skróconych godzinach. Podobnie sytuacja ma wyglądać w czwartek i sobotę. Teoretycznie środa, piątek i niedziela nie są dniami protestu, ale utrudnienia i poważne zakłócenia na kolei nie zniknęły. Powód? Pociągów kursuje mniej. Dodatkowo we wtorek rano 24-godzinny strajk rozpoczęli pracownicy londyńskiego metra. Protestujący domagają się podwyższenia płac, polepszenia warunków pracy i sprzeciwiają się redukcji etatów. Zobacz więcej. Niemal 900 zł za taksówkę do szpitala W związku z protestem na kolei zapanował chaos, którego konsekwencje boleśnie odczuli mieszkańcy. "Daily Mail" opisuje historie Grahama Bentona, 48-letniego byłego mistrza wioślarstwa, który zapłacił 165 funtów (niemal 900 zł) za taksówkę o godz. 5.30 z Portsmouth na południu kraju do centrum Londynu na operację kardiologiczną. - To było bardzo stresujące. Mój ojciec zmarł przedwcześnie, ja mam problemy z sercem. Strach, że nie dotrę na planowaną operację był przytłaczający - relacjonował Benton. Do godz. 8 rano były zamknięte stacje metra w Londynie. Jednak nawet gdy na zegarach wybiła 8 wiele z nich się nie otwarło, a zniecierpliwieni pasażerowie tłoczyli się przed wejściami. Wiele osób zdecydowało się na dotarcie do pracy pieszo albo na rowerze. Na postojach trwały walki o taksówki, a przejazdy Uberem zdrożały około trzykrotnie - opisuje "Daily Mail". Jak wylicza brytyjski tabloid, drugiego dnia strajku czteromilowa podróż po Londynie, zwykle kosztująca 13 funtów, to koszt około 41 funtów.