W styczniu tego roku włoska telewizja komercyjna Silvio Berlusconiego, Mediaset, nadała odcinek programu "Żarty na bok", który wywołał falę oburzenia wśród widzów. Ofiarą dowcipu padł znany dziennikarz telewizyjny, 58-letni Paolo Brosio, który po bardzo burzliwym okresie życia nawrócił się dzięki pielgrzymce do sanktuarium w Medjugorje.Żart polegał na tym, że w trakcie przeprowadzanego z nim wywiadu zadzwonił ktoś, kto przedstawił się jako Franciszek. Choć głos naśladowcy prawie nie przypominał głosu i akcentu papieża, Brosio uwierzył w telefon z Watykanu. Był tak wzruszony podczas rzekomej rozmowy z papieżem, że ekipa programu przygotowująca ten żart była skonsternowana i nie wiedziała, co zrobić. Zastanawiano się, kto będzie miał odwagę powiedzieć prawdę "wkręconemu" dziennikarzowi. "Co myśmy narobili?" - mówili uczestnicy tego żartu. Dziennikarz widząc ich miny domyślił się po dłuższej chwili, że jest w ukrytej kamerze programu rozgrywkowego. Domagał się długo potwierdzenia od swoich trzech rozmówców, którzy zrobili to z wielkim trudem i oporem. Paolo Brosio był zdruzgotany, co również pokazano w programie. Tysiące telewidzów wyraziły z nim solidarność. Do redakcji programu wysyłano listy protestacyjne. O fali oburzenia pisała włoska prasa. Na łamach jednej z gazet pojawiła się dzień po emisji opinia, że po tym okrutnym żarcie dziennikarz zasługuje na zaproszenie od papieża Franciszka. Agencja Ansa podała w czwartek, że tego właśnie dnia papież przyjął prezentera telewizyjnego oraz jego 94-letnią matkę na prywatnej audiencji, która trwała około 40 minut. Według Ansy gdy papież dowiedział się o tym zdarzeniu, postanowił spotkać się z jego bohaterem, a także wysłuchać jego opowieści o nawróceniu. Podkreślono, że papież i jego goście rozmawiali i żartowali w dialekcie z Piemontu, z którego pochodzą ich rodziny.