Ks. Krajewski wspomina ostatnie chwile życia Jana Pawła II: "Papież leżał w półmroku. Słabe światło lampy oświetlało ścianę, ale i on był dobrze widoczny. Kiedy nadeszła godzina, o której chwilę potem dowiedzieć się miał cały świat, nagle arcybiskup Dziwisz wstał. Zapalił światło w pokoju, przerywając w ten sposób ciszę śmierci Jana Pawła II. Głosem wzruszonym, ale zaskakująco zdecydowanym, z typowym górskim akcentem przeciągając jedną z sylab zaczął śpiewać: 'Ciebie Boże chwalimy, Ciebie Panie wysławiamy'". "Wydawało się, że to grom z nieba. Wszyscy patrzyliśmy zdumieni na księdza Stanisława. (...) Oto - myśleliśmy - stoimy w obliczu całkowicie odmiennej rzeczywistości. Jan Paweł II nie żyje: to znaczy, że żyje na zawsze" - napisał ksiądz Krajewski. Przywołując postać papieża Polaka podkreślił: "Często wystarczyło patrzeć na niego, aby odkryć obecność Boga i tym samym zacząć się modlić. Wystarczyło, by iść się wyspowiadać: nie tylko z własnych grzechów, ale i z tego, że nie jest się świętym tak, jak on". Ksiądz Krajewski dodał: "Kiedy przestał chodzić i podczas celebracji stał się całkowicie zależny od ceremoniarzy, zacząłem zdawać sobie sprawę, że dotykałem świętej osoby". W jego wspomnieniu czytamy dalej: "Do obowiązków ceremoniarzy należy też zajęcie się ciałem zmarłego papieża. Wypełniałem go przez siedem długich dni, aż do pogrzebu. Wkrótce po śmierci ubrałem Jana Pawła II wraz z trzema pielęgniarzami, którzy opiekowali się nim od dłuższego czasu. Choć minęło już półtorej godziny od zgonu, rozmawiali oni dalej z papieżem, jak gdyby rozmawiali z własnym ojcem. Przed włożeniem mu sutanny, alby, ornatu całowali go, głaskali i dotykali z miłością i szacunkiem, tak jak gdyby chodziło o kogoś z rodziny. Ich zachowanie nie wyrażało jedynie oddania. Dla mnie było nieśmiałą zapowiedzią przyszłej beatyfikacji". "Od roku 2000 papież zaczął coraz bardziej słabnąć. Miał duże trudności w chodzeniu. Przygotowując Wielki Jubileusz z arcybiskupem Piero Marinim mieliśmy nadzieję, że przynajmniej będzie mógł otworzyć Drzwi Święte. Prawie niemożliwe było myślenie o przyszłości(...) Z arcybiskupem Marinim uczestniczyliśmy przez pięć długich lat w cierpieniach papieża, w jego heroicznej walce z samym sobą, by znieść cierpienie" - opowiedział ks. Krajewski. Przyznał następnie: "Papież był tak doświadczony, można powiedzieć umęczony, ale tak niezwykle piękny, ponieważ z radością ofiarowywał to wszystko, co otrzymał od Boga i z radością zwracał Bogu to wszystko, co od Niego dostał... Atleta, który wędrował i jeździł na nartach w górach teraz przestał chodzić; aktor, który utracił głos. Krok po kroku wszystko zostało mu odjęte". W obszernych wspomnieniach na łamach watykańskiego dziennika papieski ceremoniarz powraca myślą do pielgrzymek Jana Pawła II: "Często zadawałem sobie pytanie: gdzie leży środek świata?". "Powoli zacząłem sobie zdawać sprawę z tego, że środek świata był zawsze tam, gdzie znajdowałem się z papieżem: nie dlatego, że byłem z Janem Pawłem II, ale dlatego, że gdziekolwiek się znajdował, modlił się" - wyznał. Swe wspomnienie zakończył refleksją na temat beatyfikacji polskiego papieża 1 maja: "Nie dziwi mnie, że papież zostanie beatyfikowany w niedzielę Bożego Miłosierdzia, choć zrządzeniem Opatrzności jest fakt, że zbiega się ona w tym roku z 1 maja. Dlatego w tym dniu mówić się będzie głównie o świętości". "Benedykt XVI i Jan Paweł II przekształcą to święto w wydarzenie religijne, nieznane w historii: w procesję majową ku świętości i modlitwie" - podkreślił ksiądz Konrad Krajewski. Forum: Jak wspominasz Jana Pawła II? 2 kwietnia 2005, godzina 21.37