Ogłoszony w poniedziałek projekt wywołał konsternację i irytację w strefie euro oraz spadki na giełdach. Greckie "nie" mogłoby oznaczać upadłość kraju, zaprzepaszczenie wszystkich prób ratunku kraju i destabilizację strefy euro o dalekosiężnych skutkach - ostrzegają analitycy. Rzecznik Angelos Tolkas potwierdził zamiar premiera udzielając wywiadu publicznej telewizji Net w czasie, gdy posiedzenie rządu jeszcze trwało. Rzecznik dodał, że Papandreu uzależnia ewentualne zmiany na stanowisku szefa rządu od wyniku głosowania nad wotum zaufania, które ma się odbyć w piątek wieczorem. Posiedzenie rządu w Atenach zostało zwołane na wtorek po nerwowych reakcjach na poniedziałkową zapowiedź Papandreu, że Grecy mają wypowiedzieć się w sprawie drugiego pakietu pomocy dla Aten, uzgodnionego na szczycie strefy euro w zeszłym tygodniu. Nieoczekiwane ogłoszenie w poniedziałek po południu przez premiera Grecji planu referendum ws. przyjęcia pakietu pomocowego i programu drastycznych oszczędności było też potężnym ciosem dla rynków finansowych. Dlatego kryzys w Grecji będzie tematem nadzwyczajnych konsultacji, które odbędą się w środę we francuskim Cannes, przed rozpoczęciem szczytu G20. Takie ustalenia zapadły podczas wtorkowej rozmowy telefonicznej kanclerz Niemiec Angeli Merkel oraz prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego. W ramach drugiego pakietu Grecja miałaby otrzymać 130 mld euro od eurolandu i MFW, z czego 30 mld to gwarancje dla inwestorów zachęcające ich do wymiany obligacji greckich na papiery o połowę niższej wartości. Na szczycie strefy euro 27 października uzgodniono również redukcję długu Grecji o 100 mld euro z 50-procentowymi stratami dla posiadaczy greckich obligacji. W zamian kraj ma przyjąć daleko idący program oszczędności, który budzi masowe sprzeciwy obywateli. Według sondaży około 60 proc. Greków odrzuca plany reform.