Twórca filmu "W" o życiu prezydenta, w liście opublikowanym dziś na łamach włoskiego dziennika "La Repubblica" wyraził przekonanie, że "największym grzechem" Busha było polityczne wykorzystanie zamachów z 11 września 2001 r. dla własnych celów. Stone napisał, że pierwsza rzecz, jaka przychodzi mu do głowy na myśl o tym, że Bush odejdzie wkrótce z Białego Domu, jest pragnienie zobaczenia go na ławie oskarżonych. W liście otwartym, adresowanym do prezydenta USA, reżyser podkreślił: "Według mnie Pan złamał prawo. Pan kłamał i zatajał fakty". "Zachowywał się Pan tak, jakby miał Pan sprawować zawsze władzę, jak gdyby były Pan królem Jerzym IV" - dodał Stone. Następnie ocenił: "Szkody, jakie Pan wyrządził, nie znikną w ciągu roku". Wyraził przekonanie: "Moi wnukowie będą odczuwać jeszcze skutki Pańskiej polityki. Ktokolwiek zostanie następnym prezydentem, na długo, bardzo długo pozostanie w Pana cieniu". Zarzucił prezydentowi, że ma "przerost ego" i że nigdy nie uznał swoich błędów. "Odczuwam ogromną ulgę w związku z tym, że nie będzie Pan już prezydentem Stanów Zjednoczonych. Ameryka to kraj, który daje trzecią, a nawet czwartą szansę, ale na szczęście nie w Pana przypadku" - podkreślił Stone. Za powód do radości reżyser uznał to, że świat nie musiał przekonać się o tym, czy atak na Iran byłby "bardziej agresywny"; a może - dodał - "ten na Wenezuelę, czy na Kubę". "Z tego punktu widzenia prawdę mówiąc mieliśmy szczęście" - stwierdził sarkastycznie reżyser. Stone, weteran wojny w Wietnamie, napisał: "Gdyby osobiście pojechał Pan do Wietnamu, nigdy nie zaczynałby Pan wojny". Amerykański twórca wyznał na zakończenie listu, że obecnie mimo wszystko przepełniony jest optymizmem i nadziejami, związanymi z kandydatem Demokratów Barackiem Obamą.