W Kaszmirze, jedynym stanie Indii o przewadze ludności muzułmańskiej, działają różne zbrojne ugrupowania islamskich separatystów, mające oparcie logistyczne w Himalajach, po drugiej stronie granicy pakistańskiej. - Nie można popierać muzułmańskich rebeliantów, którzy dokonują masakr, i jednocześnie odmawiać potępienia tych krwawych aktów, jak to czyni Islamabad - stwierdził Atal Behari Vajpayee, który przyleciał do Sringaru, letniej stolicy Kaszmiru, aby spotkać się z rodzinami ofiar. Powiedział też dziennikarzom, że propozycje rozmów wysuwane przez wojskowego przywódcę Pakistanu, generała Perveza Musharrafa, nie są szczere. Premier wezwał wszystkie ugrupowania partyzantów muzułmańskich działające w Kaszmirze, aby przyłączyły się do rozpoczętych dzisiaj rozmów między dowództwem indyjskim a dowódcami największej siły rebelianckiej - mudżahedinami z organizacji Hizbul Mudżahedin. Podczas gdy ugrupowanie to przystąpiło do rozmów w sprawie tymczasowego zawieszenia broni, na terytorium granicznego, himalajskiego stanu Kaszmir doszło do nowego aktu samobójczego terroru. W Dharalu, leżącym o 450 km na południowy zachód od Sringaru, trzech fanatyków islamskich zginęło razem z jednym z mieszkańców miasta: odpalili w jego domu ładunek wybuchowy, wysadzając się w powietrze. Natomiast w rejonie Kupwara, o 90 km na północny zachód od Sringaru, w potyczkach ulicznych z indyjskimi siłami bezpieczeństwa zginęło pięciu separatystów.