Łącznie w pożarach w dwóch pakistańskich fabrykach, w Karaczi i we wschodnim mieście Lahaur, zginęło we wtorek 261 osób. Wcześniejszy bilans mówił o 166 zabitych w Karaczi i kilkunastu rannych. Według lokalnych władz był to największy pożar w historii miasta. W zakładach tych zatrudnionych jest około 450 osób. Trwa dogaszanie pożaru. Na razie nie wiadomo, co było jego przyczyną. "W ciągu dwóch minut ogień ogarnął całą fabrykę" - powiedział przebywający w szpitalu 29-letni Liaqat Hussain, który ma rozległe oparzenia. Według szefa strażaków Ehtishama ud-Dina większość ofiar śmiertelnych to osoby, które nie mogły się wydostać z piwnicy. Pomieszczenie doszczętnie się spaliło. Pracownicy mówią też, że ucieczkę utrudniały kraty w oknach i zamknięta brama. Co najmniej 65 osób uratowało się, skacząc z dachu. "Brama była zamknięta. Byliśmy uwięzieni w środku" - powiedział Hussain. "Właściciele bardziej przejmowali się zabezpieczeniem ubrań niż bezpieczeństwem pracowników" - dodał zatrudniony w fabryce Mohammad Pervez. Twierdzi, że "wiele osób mogłoby się uratować, gdyby w oknach nie było krat". Jak poinformował starszy inspektor Amir Farooqi, policja szuka obecnie właścicieli zakładu. Kilka godzin wcześniej we wtorek w Lahaur (Lahore) zapaliła się fabryka obuwia. Według najnowszego bilansu zginęło 25 osób. Wtorkowe pożary są dowodem na kłopoty z bezpieczeństwem i higieną pracy w Pakistanie. Krytycy twierdzą, że rząd jest zbyt skorumpowany i nieskuteczny, by objąć opieką pracowników oraz rozwiązać wiele problemów, takich jak przerwy w dostawach energii, powszechne ubóstwo czy talibska rebelia.