Oszczędny jak turysta we Francji
To paradoks równie zabawny, co intrygujący: Francja pozostaje rok po roku najczęściej odwiedzanym krajem na świecie, ale zajmuje dopiero czwarte miejsce pod względem wydatków turystów po przyjeździe. Innymi słowy: kraj Miasta Świateł, Lazurowego Wybrzeża, zaśnieżonych Alp czy zamków nad Loarą jest mistrzem w kategorii "przyjedź i zobacz", ale nieco mniej w kategorii "zapłać".

W 2024 roku Francja ugościła rekordową liczbę ponad 100 mln turystów. Kraj Galów nigdy wcześniej nie przekroczył tego symbolicznego progu. Pomogły w tym niewątpliwie letnie igrzyska olimpijskie i paralimpijskie w Paryżu.
Ale to nie wszystko. Prawie 2 tys. km plaż nad Oceanem Atlantyckim czy Morzem Śródziemnym, Alpy, Pireneje, wioski jak z pocztówki, winnice, pola lawendy, bogate dziedzictwo kulturowe, niezliczone zabytki, festiwal w Cannes, Tydzień Mody w Paryżu, światowej sławy gastronomia - Francja ma wiele atutów, którymi przyciąga turystów niezależnie od ich zamożności.
Centralne (i tanie) położenie
I być może w tym tkwi sedno sprawy: turystyka we Francji jest niezwykle dostępna. Samochodem, autokarem czy pociągiem, atrakcyjne miejsca we Francji znajdują się zaledwie kilka godzin jazdy od jej najbliższych sąsiadów. Co przyciąga tych bardziej oszczędnych turystów.
Z drugiej strony, kraje dominujące w rankingach przychodów z turystyki - takie jak Stany Zjednoczone - przyjmują znacznie większą część turystów długodystansowych, jak podróżni z Azji, Ameryki Łacińskiej czy Bliskiego Wschodu, których pobyty są zazwyczaj dłuższe, droższe i bardziej nastawione na zakupy.
Turyści nie zagrzewają miejsca
Dla francuskich specjalistów nie jest to wcale zaskoczeniem. W światowej turystyce Francja jest głównie krajem "tranzytowym". Choć paryskie lotnisko Charles de Gaulle znajduje się na szóstym miejscu na świecie pod względem międzynarodowego ruchu pasażerów, pobyt zagranicznego turysty nad Sekwaną jest dosyć krótki.
W 2024 roku wynosił od średnio 3,3 nocy na osobę, podczas gdy w Hiszpanii była to już średnia 5,5 nocy.
Wielu turystów spędza raptem kilka dni w Paryżu, po czym kontynuuje podróż do Hiszpanii czy Włoch, gdzie jest jeszcze cieplej i słoneczniej.
Inni przyjeżdżają, aby cieszyć się plażami nad Lazurowym, nie zapuszczając się nigdy do restauracji nagrodzonych gwiazdkami Michelina. Krótkie pobyty oznaczają więc mniejsze przychody.
Tym sposobem Hiszpania wygenerowała w 2024 roku większe zyski z pobytu turystów niż jej sąsiadka, choć przyjęła ich 8 mln mniej. Kraina flamenco jest zresztą światowym liderem pod względem turystycznych wpływów. Kraj Półwyspu Iberyjskiego zarobił na turystach 126 mld euro w 2024 r. Francja "jedynie" 71 mld, plasując się dopiero na czwartej pozycji w tym zestawieniu.
Darmowa kultura
Na niższe - od oczekiwanych - wpływy z turystyki wpływa także jej reputacja jako popularnej destynacji kulturalnej. Muzea, kościoły i zabytki są tu rzeczywiście warte odwiedzin… tyle tylko, że są zazwyczaj darmowe lub niedrogie.
Weźmy choćby katedrę Notre-Dame w Paryżu. Można do niej wejść za darmo, mimo że jej odbudowa po pożarze w 2019 r. pochłonęła już ponad 700 mln euro. W rezultacie Francja zapełnia hotele i autokary, ale nie zawsze kasy.
Rewolucja anty-Airbnb
Coraz więcej miejscowości obleganych turystycznie zaczyna walczyć z platformami krótkoterminowego wynajmu typu Airbnb, które często przez swój niepohamowany rozwój poważnie ograniczyły liczbę dostępnych nieruchomości dla klasycznego wynajmu bądź na sprzedaż.
Dzięki tzw. ustawie "anty-Airbnb" z listopada 2024 roku władze miasta bądź gminy mają obecnie prawo zmniejszyć dozwolony okres wynajmu swojego głównego miejsca zamieszkania ze 120 do 90 dni w roku. Mogą również wprowadzić określone limity w liczbie mieszkań turystycznych dostępnych w danej dzielnicy.
To niewątpliwie skuteczny sposób na uniknięcie przekształcenia Francji w gigantyczny park rozrywki. Hamuje to jednak większy rozwój branży turystycznej, który inne kraje, m.in spoza Europy, przyjmują bez większego wahania.
Poczuj się jak Francuz
Wreszcie nie powinniśmy lekceważyć francuskiego stylu bycia, który zachęca turystów do "życia jak miejscowi". Kupowanie bagietki za 1 euro, piknikowanie nad brzegiem rzeki, gubienie się na targu, wynajęcie wiejskiej chaty za bezcen… Francji zależy na tym, by pokazać, że przyjemność podróżowania niekoniecznie jest proporcjonalna do ceny.
Czy zatem Francuzi powinni się martwić, że każde selfie pod Wieżą Eiffela nie pociągnie za sobą kupna różnych bibelotów i dłuższego pobytu? Raczej nie. Francja nigdy nie będzie narzekać na brak turystów, którzy nieustannie podbijają jej atrakcyjny wizerunek i kulturową witalność.
I podczas gdy niektórzy marzą o tym, by turyści wydawali więcej, inni cieszą się, że Francja pozostaje krajem, do którego ludzie przyjeżdżają nie tylko po to, by konsumować, ale i po to, by doświadczać.
Kluczem nie jest tu zbieranie jak największych zysków, ale przyciąganie ludzi z powrotem. I pod tym względem Francja nie ma sobie równych.
Z Paryża dla Interii Piotr Czarzasty












