W Morągu odbył się pogrzeb sierż. Marcina Szczurowskiego Kilkuset mieszkańców Morąga (woj. warmińsko-mazurskie) uczestniczyło w uroczystościach pogrzebowych sierż. Marcina Szczurowskiego, jednego z pięciu polskich żołnierzy poległych w środę w Afganistanie. Morąski kościół garnizonowy pw. bł. Michała Kozala nie pomieścił tłumów, które przybyły w wigilię przed południem na mszę św. w intencji poległego w Afganistanie sierż. Marcina Szczurowskiego. Wielu uczestników uroczystości pogrzebowych pozostało na schodach przed świątynią. W nabożeństwie - poza najbliższą rodziną poległego - uczestniczyli przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, parlamentarzyści, żołnierze i dowódcy wojskowi, w tym I zastępca szefa Sztabu Generalnego WP generał broni Mieczysław Gocuł. Wartę wojskową przy trumnie pełnili m.in. dwaj polscy żołnierze z Afganistanu, którzy uczestniczyli w tragicznym patrolu. Na początku mszy odczytano decyzję ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka o pośmiertnym awansie dla st. szer. Marcina Szczurowskiego na stopień sierżanta. Odczytano również dwa postanowienia Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego o nadaniu poległemu dwóch odznaczeń. Za "wybitne czyny bojowe, połączone z ofiarnością i odwagą" został odznaczony Orderem Krzyża Wojskowego. Za "nienaganną służbę" - Gwiazdą Afganistanu. - Jesteśmy wstrząśnięci śmiercią bohaterskich żołnierzy. Słowo i język nie potrafią opisać tego bólu. Śmierć wkradła się jak złodziej. Zabrała żonie męża, dzieciom ojca, rodzicom syna, podporę i nadzieję na starość - mówił, wygłaszający homilię, ks. Bogdan Zalewski. Po uroczystościach w kościele kondukt żałobny wyruszył na cmentarz w Durach pod Morągiem, gdzie odbył się pogrzeb poległego żołnierza. Marcin Szczurowski miał 30 lat, pochodził z Morąga. W wojsku służył od 2003 r. - jako strzelec, celowniczy, a następnie operator załogi wozu dowodzenia. Służba w składzie X zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie była jego pierwszą misją poza granicami kraju. Pozostawił żonę Magdalenę, córki trzyletnią Oliwię i roczną Maję. W Pieckach pożegnano sierż. Krystiana Banacha W Pieckach na Mazurach odbył się w sobotę pogrzeb sierż. Krystiana Banacha. - Nikt nie przypuszczał, że wrócisz tak wcześnie, bez przełożonych i kolegów - powiedział dowódca poległego płk Andrzej Bandzuł. Msza pogrzebowa odbyła się w niewielkim kościele parafialnym pw. Matki Bożej Różańcowej w Pieckach, skąd pochodził sierż. Krystian Banach. Poza rodziną i znajomymi w uroczystościach wzięli udział przedstawiciele władz państwowych, lokalnego samorządu i wojska, w tym wiceminister obrony narodowej Czesław Mroczek. Był poczet sztandarowy z 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej. Na mszę przyjechały setki osób z okolicy, mimo bardzo trudnych warunków i gołoledzi na drogach Mazur. Trumna z ciałem poległego została przywieziona w piątek późnym wieczorem do rodzinnego domu w Lipowie k. Mikołajek, a w sobotę - do kościoła w Pieckach. Na początku oficjalnych uroczystości odczytano decyzję ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka o pośmiertnym awansie dla szer. Krystiana Banacha na stopień sierżanta. Prezydent RP Bronisław Komorowski przyznał poległemu Order Krzyża Wojskowego oraz Gwiazdę Afganistanu. Decyzję o tych odznaczeniach odczytał płk Waldemar Kozicki z BBN. W kościele odczytano też list bp. polowego WP Józefa Guzdka, w którym przekazał on wyrazy współczucia rodzinie i zapewnienie, że łączy się z nią w modlitwie. Odprawiający mszę pogrzebową metropolita warmiński abp Wojciech Ziemba przypomniał szczególny czas uroczystości pogrzebowych. - W Wigilię, według polskiego zwyczaju, gromadzimy się razem (...). Zgromadziliśmy się dzisiaj jednak nie w takim charakterze o jakim myśleliśmy wcześniej (...). Chcemy być dzisiaj wsparciem dla rodziny w modlitwie, dobrym słowie, obecności. Nie takie miały być te święta, ale takie jest życie - powiedział arcybiskup. Metropolita warmiński dodał, że śmierć żołnierza jest ogromną stratą dla bliskich. Nawiązał do stojącego obok trumny świątecznego żłóbka. - Żałoba i śmierć wydają się nie do pogodzenia ze świętami Bożego Narodzenia. W żłóbku leży Dzieciątko Jezus, które jednak daje nam nadzieję, bo Jezus powiedział nam o tajemnicach życia i śmierci. Dzięki jego słowom możemy inaczej spojrzeć na śmierć, smutek nie jest beznadziejny - powiedział abp Ziemba. Głoszący kazanie ks. płk Bogdan Słotwiński mówił, że bycie żołnierzem jest przede wszystkim służbą, a nie atrakcyjnym zawodem. - Wielu zazdrości żołnierzom zarobków i emerytur. Tutaj widać, jak wielką cenę trzeba zapłacić za służbę. Żołnierzowi należy się szacunek za gotowość za złożenia ofiary życia - powiedział. Po nabożeństwie odbył się pochówek na pobliskim, parafialnym cmentarzu. Nad grobem odczytano list z wyrazami współczucia od prezydenta Bronisława Komorowskiego, adresowany do rodziców poległego - Małgorzaty i Jana Banachów. "Jako rodzic wiem, że strata dziecka jest najgorszym doświadczeniem" - napisał m.in. prezydent. Sierż. Banacha pożegnał jego dowódca z 20. Brygady Zmechanizowanej w Bartoszycach płk Andrzej Bandzuł. - Krystianie, Twoja niespodziewana śmierć wszystkich nas zaskoczyła i zasmuciła. Nie tak dawno Cię żegnaliśmy, nikt nie przypuszczał, że wrócisz tak wcześnie bez przełożonych i kolegów - powiedział oficer. Minister Czesław Mroczek przypomniał, że poległy w Afganistanie żołnierz pełnił służbę dla Polski. - W tym szczególnym dniu, w Wigilię w domu Banachów pusty talerz będzie przeznaczony dla Krystiana. (...) My będziemy pamiętać, że zginął w służbie ojczyzny - powiedział. Krystian Banach miał 22 lata. Był kawalerem, pochodził z wielodzietnej rodziny, miał dziewięcioro braci i sióstr. W wojsku służył od 2008 r., był kierowcą. Służba w składzie X zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie była jego pierwszą misją poza granicami kraju. Pochowano sierż. Marka Tomalę Rodzina, przyjaciele, żołnierze, przedstawiciele władz państwowych pożegnali w sobotę, poległego w Afganistanie, sierż. Marka Tomalę. Żołnierz został pochowany na cmentarzu w miejscowości Borów na Lubelszczyźnie. Prezydent Bronisław Komorowski w liście do rodziny poległego żołnierza - odczytanym podczas uroczystości na cmentarzu - złożył wyrazy współczucia i żalu. "Wszystkie słowa wobec tej śmierci i tej tragedii wydają się nieodpowiednie" - napisał prezydent. Jak dodał, mimo świadomości, że najwyższe ryzyko wpisane jest żołnierską służbę, to jednak "śmierć skrytobójczo zadana przez nieznanych sprawców, spada na nas jak cios". "Jestem wstrząśnięty tym kolejnym atakiem terroru, wymierzonym w polskich żołnierzy, głęboko przeżywam tę tragedię i - jako zwierzchnik sił zbrojnych - nisko pochylam głowę przed poległym polskim żołnierzem" - napisał prezydent. "Wierzę, że w Afganistanie i na całym świecie zwyciężą te wartości, za które oddał swoje życie sierż. Marek Tomala" - napisał Komorowski. Wiceminister obrony narodowej Marcin Idzik powiedział, że trudno pogodzić się z odejściem tak młodego i dobrego żołnierza, ale w zawód żołnierski - jak w rzadko który - wpisane jest ryzyko utraty życia. - Marek oddał życie za to, żebyśmy mogli się tutaj czuć bezpiecznie - powiedział. Mszy św. pogrzebowej przewodniczył ordynariusz diecezji sandomierskiej bp Krzysztof Nitkiewicz. List z wyrazami współczucia do rodziny skierował także biskup polowy Wojska Polskiego Józef Guzdek. Podkreślił w nim, że tragiczna śmierć polskich żołnierzy wpisuje się w "perspektywę walki dobra ze złem". "To wydarzenie przypomina nam o konieczności modlitwy i chrześcijańskiego zaangażowania z nadzieją, że możliwy jest pokój jako owoc sprawiedliwości i miłości" - napisał bp Guzdek. W homilii proboszcz parafii garnizonowej w Lublinie ks. Sławomir Niewęgłowski przypomniał, że dla chrześcijanina życie zmienia się, ale się nie kończy. - Naszą wiarą prowadzimy świętej pamięci Marka tam, gdzie nie ma śmierci, nie ma wojen, nie ma łez. Do tej krainy szczęśliwości wszyscy podążamy - powiedział. Marek Tomala został pośmiertnie awansowany ze stopnia starszego szeregowego na stopień sierżanta. Prezydent odznaczył go Gwiazdą Afganistanu i Krzyżem Kawalerskim Orderu Krzyża Wojskowego. W uroczystościach pogrzebowych licznie uczestniczyli mieszkańcy Borowa, znajomi i przyjaciele zmarłego. Żołnierze oddali salwę honorową. Sierż. Tomala miał 25 lat. W wojsku służył od 2006 r. Zostawił żonę Iwonę i trzyletnią córeczkę Zuzię. W Ostródzie odbył się pogrzeb mł. chor. Piotra Ciesielskiego W Ostródzie odbyły się w sobotę uroczystości pogrzebowe mł. chor. Piotra Ciesielskiego. - Poległ dla Rzeczypospolitej, walcząc w słusznej sprawie - powiedział szef MON Tomasz Siemoniak. Podczas uroczystości pożegnalnych na cmentarzu komunalnym w Ostródzie odczytano list kondolencyjny od prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, skierowany do najbliższych poległego żołnierza. "Żałuję, że nie uściskam już dłoni Piotra Ciesielskiego, dziękując mu za służbę Ojczyźnie" - napisał prezydent. Przemawiający na cmentarzu minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak podkreślił, że Ciesielski zapłacił życiem za swoją miłość do wojska. Minister wyraził nadzieję, że poległy pozostanie na zawsze w pamięci nie tylko wojska, ale również mieszkańców Ostródy i całej Polski. Poległego kolegę wspominał gen. brygady Jarosław Mika, dowódca 20. Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej, w której służył Ciesielski. Mówił o nim jako liderze zespołu, osobie opanowanej i "dążącej zawsze do tego, by wykonać zadanie w stu procentach". Wcześniej tłumy mieszkańców Ostródy uczestniczyły w mszy pogrzebowej w kościele pw. św. Ojca Pio. Przed nabożeństwem odczytano decyzję ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka o pośmiertnym awansie st. kaprala Piotra Ciesielskiego na stopień mł. chorążego. Prezydent RP Bronisław Komorowski przyznał poległemu Order Krzyża Wojskowego oraz Gwiazdę Afganistanu. Odprawiający mszę św. bp Jacek Jezierski mówił o dramacie najbliższych oraz żołnierskim powołaniu, za które polscy wojskowi oddali swoje życie w Afganistanie. Jak podkreślił, takim powołaniem jest nie tylko obrona własnej ojczyzny ale także reprezentowanie państwa na misjach wojskowych. "Trudno nam się pogodzić z tym, że tak szybko odszedł" - mówił o poległym bp Jezierski. Piotr Ciesielski pochodził z Ostródy, miał 33 lata. W wojsku służył od sześciu lat. Służbę rozpoczynał w ostródzkim Ośrodku Szkolenia Kierowców. Był żołnierzem 16. Brygady Zmechanizowanej w Morągu, a następnie 20. Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej. Służba w składzie X zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie była jego pierwszą misją poza granicami kraju. Jako st. kapral był tam dowódcą drużyny. Pośmiertnie został awansowany do stopnia młodszego chorążego. Władze miejskie Ostródy zapowiedziały w sobotę, że jedna z nowych ulic w tym mieście otrzyma imię poległego. Piotr Ciesielski zostawił żonę Annę i dwie córki - czteroletnią Natalkę i roczną Julkę. Pogrzeb poległego w Afganistanie sierż. Łukasza Krawca W kościele pw. św. Franciszka z Asyżu w Jelnej (Podkarpackie) odbył się w sobotę pogrzeb sierż. Łukasza Krawca. Uroczystość odbyła się z pełnym ceremoniałem wojskowym. Na początku mszy św. odczytany został list ordynariusza archidiecezji przemyskiej abp Józefa Michalika. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski napisał w nim m.in., że sierż. Krawiec to "kolejny syn naszej ojczyzny, który ginie na obcej ziemi, co pogłębia słuszny lęk o życie innych żołnierzy służących poza granicami Polski. Nie tylko wśród rodzin żołnierzy rodzi się pytanie o sens, takich wojen na świecie. Dziś jednak pomijamy wszelkie pytania, bo otoczyć pragniemy modlitwą śp. Łukasza, którego życie zostało przerwane w momencie nadziei na założenie rodziny, radość życia i zrealizowanie planów". List skierował również biskup polowy Wojska Polskiego Józef Guzdek. Napisał w nim, że tragiczna śmierć polskich żołnierzy w Afganistanie wpisuje się w odwieczną walkę dobra ze złem. Kapelan garnizonu Rzeszów ks. płk Tomasz Anisiewicz, podczas homilii powiedział, że sierż. Krawiec, jako żołnierz mógł się spodziewać śmierci wszędzie. - A ona czekała na niego aż w Afganistanie, z dala od domu - dodał. Podkreślił, że polscy żołnierze "od Piasta" ginęli nie tylko na polskiej ziemi. - Ale zawsze ginęli dla Polski, dla jej wolności, dla jej interesów. Nigdy nie byli tchórzami, nigdy nie uciekali z pola walki - zaznaczył ks. płk Anisiewicz. Na cmentarzu list od prezydenta Polski odczytał przedstawiciel Biura Bezpieczeństwa Narodowego Adam Brzozowski. Bronisław Komorowski napisał w liście, że misja w Afganistanie ma Polskę ustrzec przed największym współczesnym zagrożeniem, jakim jest międzynarodowy terroryzm. "Poświęcenie sierż. Krawca uświadamia nam, że Rzeczpospolita biorąc udział w działaniach stabilizacyjnych, płaci także żołnierską krwią i życiem swoich najlepszych i najdzielniejszych żołnierzy" - napisał prezydent. Wiceszef Ministerstwa Obrony Narodowej Zbigniew Włosowicz, który także wziął udział w pogrzebie, podkreślił, że sierż. Krawiec był bohaterem i chlubą wojska. - Jesteśmy z niego dumni, będzie nam go brakowało. Żegnaj Łukaszu - dodał. 24-letni Łukasz Krawiec w wojsku służył od 2007; to była jego druga misja wojskowa poza granicami kraju, poprzednia również była w Afganistanie. Po powrocie z misji, miał już załatwione przeniesienie do jednostki wojskowej w Nisku na Podkarpaciu, gdyż chciał być bliżej rodziców. Był kawalerem, ale ze swoją dziewczyną planował wziąć ślub po powrocie z misji. Poległy żołnierz został pośmiertnie awansowany na stopień sierżanta, w Afganistanie służył w randze starszego szeregowca. Prezydent odznaczył go także pośmiertnie Krzyżem Kawalerskim Orderu Krzyża Wojskowego oraz Gwiazdą Afganistanu. Pięciu polskich żołnierzy 20. Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej zginęło w środę podczas ataku na konwój w pobliżu miejscowości Razaak. Pod ich pojazdem wybuchła mina-pułapka. To największa tragedia w historii polskich misji. Do zamachu przyznali się afgańscy talibowie. Trumny z ciałami żołnierzy przywieziono do Polski w piątek. Dotychczas w Afganistanie straciło życie w sumie 37 Polaków; 36 z nich to żołnierze.