Przy śmiechach i oklaskach ze strony zgromadzonych na sali dziennikarzy, polityków i gwiazd kina Obama ze znawstwem wygłaszał w piątek wieczorem kolejne puenty, nie oszczędzając przy tym nawet polityków własnej partii. Clinton, uważanej za faworytkę po stronie Demokratów w wyścigu o partyjną nominację w wyborach prezydenckich, Obama wytknął słabe notowania u młodych wyborców i zasugerował, że nie potrafi korzystać z popularnego wśród młodych Facebooka. "I to będzie na moim profilu? Nie wiem, czy dobrze to robię. Pozdrawiam - ciocia Hillary" - mówił Obama, udając, że jako Clinton nieporadnie korzysta z portalu. Obama o przyszłym prezydencie: Kim ona będzie? Uczynił też aluzję do krytykowanych, płatnych wystąpień Demokratki dla banku Goldman Sachs - wyraził nadzieję, że jeśli jego występ przed korespondentami zostanie dobrze przyjęty, użyje go w Goldman Sachs za rok, by "poważnie dorobić". Jednocześnie w niezawoalowany sposób dał do zrozumienia, kto jego zdaniem zwycięży ona w tegorocznych wyborach prezydenckich: "Za rok ktoś inny będzie stał na moim miejscu i nikt nie jest w stanie powiedzieć, kim ona będzie". Niezależnego senatora Berniego Sandersa, który podobnie jak Clinton ubiega się o prezydencką nominację Demokratów, Obama nazwał "towarzyszem", czyniąc aluzję do jego lewicowych poglądów. "Co robi Trump? Je steka?" Najbardziej cięte uwagi zachował jednak dla polityków starających się o nominację Partii Republikańskiej. Żartował z licznych lapsusów językowych Teda Cruza, a pokazując zdjęcie Johna Kasicha jedzącego naleśniki, zauważył, że "niektórzy kandydaci mają notowania tak niskie, że nie kwalifikują się do żartów". Zdecydowanie najwięcej uwagi poświęcił Donaldowi Trumpowi, miliarderowi, który słynie z kontrowersyjnych wypowiedzi i ksenofobicznych poglądów. Trump nie zjawił się na kolacji, co Obama mu wypomniał. "Mamy tu salę pełną dziennikarzy, celebrytów, kamer, a mimo to nie przyszedł. (...) Co takiego może teraz porabiać? Je steka? Pisze obraźliwe tweety do Angeli Merkel?" - zastanawiał się na głos. Żartował, że Trump ma doświadczenie w polityce zagranicznej, bo "przez lata spotykał się z przywódcami na całym świecie: z Miss Szwecji, Miss Argentyny, Miss Azerbejdżanu". Mówił też, że doświadczenie Trumpa najlepiej kwalifikuje go do zamknięcia amerykańskiego więzienia w Guantanamo na Kubie, bo w przeszłości udowodnił, że "wie co nieco o tym, jak rujnować nieruchomości z widokiem na morze"; przypomniał w ten sposób, że wiele firm prowadzonych przez Trumpa zbankrutowało. Obama: Cóż, to było jak policzek 55-letni Obama żartował ze swojego wieku oraz tego, że jako odchodzący prezydent piastuje urząd już tylko do czasu rychłego przejęcia go przez następcę. "W zeszłym tygodniu książę George przyszedł na umówione spotkanie w szlafroku. Cóż, to było jak policzek" - powiedział, przypominając swą niedawną wizytę w Wielkiej Brytanii i spotkanie z trzyletnim synem księcia Williama i księżnej Catherine. Obama zauważył, że choć jego prezydentura dobiega końca, jego notowania rosną. "Ostatni raz, gdy byłem tak wysoko (ang. high), byłem na studiach i próbowałem wybrać wiodący przedmiot" - powiedział, wykorzystując grę słów ("high" znaczy zarówno "wysoko", jak i "na haju"), by uczynić aluzję do znanego powszechnie faktu, że jako student eksperymentował z marihuaną. "Obama wychodzi" i opuszczony mikrofon Pod koniec wystąpienia Obama porzucił na chwilę żartobliwy ton - podziękował dziennikarzom akredytowanym przy Białym Domu za wykonywaną pracę, wygłosił pochwałę pod adresem wolności prasy i pozdrowił Jasona Rezaiana, dziennikarza "Washington Post", który jest przytrzymywany w więzieniu w Iranie. Zapewnił, że jego administracja "nie przestanie walczyć" o więzionych dziennikarzy. Prawdziwą furorę wywołał jednak na sam koniec swojego wystąpienia - niczym raper po szczególnie dobrym wykonaniu utworu powiedział: "Obama wychodzi" (Obama out), po czym dramatycznie upuścił mikrofon na podłogę i zszedł z podwyższenia.