Ostatni lot z Tempelhof podejmą dwa zabytkowe samoloty pasażerskie: niemiecki Junkers Ju-52 oraz amerykański Douglas DC-3 - ten ostatni jako reprezentant "rodzynkowych bombowców", obsługujących berliński most powietrzny sprzed 60 lat. To - jak mówią krytycy - "pożegnalne przedstawienie" obserwować będzie 800 zaproszonych gości. Pozostali miłośnicy historycznego miejsca mieli w środę ostatnią okazję, by zobaczyć samolot kołujący na Tempelhof i zrobić pamiątkowe zdjęcie w hali odpraw. Na razie nie wiadomo, jak zagospodarowany zostanie liczący 368 hektarów powierzchni teren lotniska. Na specjalnej stronie internetowej miasta każdy może zgłosić swój pomysł. Najczęściej mówi się o utworzeniu ogromnego parku. Burmistrz Berlina Klaus Wowereit chciałby udostępnić tereny lotniska pod międzynarodową wystawę budowlaną, a także myśli o międzynarodowej wystawie ogrodniczej. Zainteresowanie wykorzystaniem zabudowań i terenów Tempelhof sygnalizują też ekipy filmowe, organizatorzy koncertów i festiwali. Berliński Senat (rząd krajowy) pracuje także nad koncepcją utworzenia muzeum w części historycznego lotniska. Dla wielu berlińczyków, szczególnie tych starszych, miejsce te ma jednak symboliczne i sentymentalne znaczenie. Nazwany kiedyś "matką wszystkich lotnisk" Tempelhof był jednym z trzech miejsc, w których lądowały alianckie samoloty transportowe, zaopatrujące mostem powietrznym zachodnie sektory Berlina podczas radzieckiej blokady połączeń lądowych w latach 1948-49. Tuż za ogrodzeniem Tempelhof podchodzących do lądowania samolotów wypatrywały wymachując rękami berlińskie dzieci. Z "rodzynkowych bombowców" amerykańscy piloci zrzucali im słodycze. Położone w śródmiejskiej dzielnicy o tej samej nazwie lotnisko Tempelhof zostało otwarte w 1923 roku. Podjęta w 1934 roku rozbudowa budynków portowych według projektu architekta Ernsta Sagebiela nie została ukończona do wybuchu drugiej wojny światowej. Monumentalne budynki lotniska, które miały wpisywać się w hitlerowską koncepcję przebudowy Berlina na stolicę Rzeszy - Germanię - są obecnie zabytkiem. Po obu stronach hali głównej powstały hangary, które układają się w półksiężyc o długości 1,2 kilometra. Dach półksiężyca stanowił jednocześnie trybuny z miejscami siedzącymi dla 100 tysięcy osób, skąd - według koncepcji projektanta - publiczność mogłaby podziwiać pokazy lotnicze bądź defilady. Tempelhof był pierwszym lotniskiem zintegrowanym z siecią kolejową. - Stąd można dojechać koleją do każdego miejsca w Europie - twierdzi przewodnik Henry Wede, który na Tempelhof pracuje od 1960 roku. Podziemne schrony przydały się miejscowej ludności w trakcie bombardowań Berlina w czasie II wojny światowej. Lotnisko zaopatrzono także w dużo bezpieczniejsze i - jak przekonuje Wede - "niezniszczalne" - bunkry przeznaczone prawdopodobnie dla wysokich funkcjonariuszy reżimu Adolfa Hitlera. Amerykanie, którzy przejęli lotnisko od Armii Czerwonej w lipcu 1945 roku, przebudowali nieco wnętrze budowli. Salę balową przekształcono w halę sportową z boiskiem do koszykówki. Wybudowali także bar z przekąskami, siłownię, kręgielnię i sauny. Większość z tych udogodnień już zdemontowano. Rolę głównego portu lotniczego Berlina - a po wojnie tylko jego zachodnich sektorów - Tempelhof pełnił do 1975 roku. Mające monopol ma obsługę połączeń lotniczych Berlina Zachodniego towarzystwa PanAm i British Airways korzystały odtąd z lotniska Tegel. W dobie jumbo-jetów i airbusów Tempelhof stanowi techniczny anachronizm - jego pas o długości tylko nieco ponad 2100 metrów uniemożliwia starty większych maszyn z pełnym obciążeniem. Cywilny ruch lotniczy na Tempelhof wznowiono w 1985 roku, ale już tylko w ograniczonym zakresie. W 2007 roku obsłużono tam zaledwie 350 tysięcy z 20 milionów pasażerów, którzy korzystali z trzech berlińskich lotnisk. Głównie służyło ono ostatnio użytkownikom prywatnych samolotów. Zwolennicy zamknięcia Tempelhof argumentowali, że Berlin nie potrzebuje portu lotniczego dla VIP-ów, który na dodatek przynosi do 15 milionów euro strat rocznie i jest uciążliwy dla okolicznych mieszkańców. Ostatnią próbą wywarcia presji na władze Berlina i uratowania Tempelhof przed likwidacją było referendum pod koniec kwietnia. Jednak do urn poszło zbyt mało osób, by wynik głosowania był ważny.