Głównym tematem tej kampanii stała się wojna na wschodzie Ukrainy. Partie i kandydaci w okręgach jednomandatowych skupiali się głównie na tym, jak pomagają armii i jak będą ją modernizować. Władysław Teleń z winnickiego ośrodka Komitetu Wyborców Ukrainy, organizacji, która obserwuje kampanię i sam przebieg głosowania, podkreśla, że temat ten całkowicie przyćmił jakiekolwiek inne. Wystarczy otworzyć miejscową gazetę, w której w opłaconych artykułach kandydaci chwalą się, kto co zrobił dla armii, kto jest większym patriotą. "Ale ja jako wyborca nie dowiem się, co oni chcą zrobić w gospodarce" - zwraca uwagę ekspert. Ze względu na wojnę kampania była dość skromna, choć partie wykupiły ogromną liczbę billboardów, a także reklam w telewizji. Nowym siłom politycznym zależało na pokazaniu się wyborcom. Eksperci oceniają, że w ciągu półtora miesiąca wydano na reklamę zewnętrzną 600 milionów hrywien, czyli 150 milionów złotych. Jest to ponad dwukrotnie mniej niż w czasie poprzednich wyborów do Rady Najwyższej 2 lata temu. Wtedy jednak kampania była o wiele dłuższa.