Kilkadziesiąt tysięcy zwolenników obalonego prezydenta Egiptu Mohammeda Mursiego wyruszyło w piątek z północno-wschodniej części Kairu do centrum miasta, domagając się "końca rządów armii". Siły bezpieczeństwa zapowiedziały stanowcze działania w przypadku łamania prawa - przekazała państwowa telewizja. W Kairze armia zablokowała czołgami główne arterie prowadzące do centrum miasta oraz place; siły bezpieczeństwa mają na tych obszarach zgodę na otwieranie ognia do agresywnych demonstrantów - podały lokalne stacje telewizyjne. Według agencji dpa na razie wojsko "trzyma się z dala" od miejsc, w których gromadzą się stronnicy Mursiego. Z różnych części Egiptu zaczynają napływać pierwsze doniesienia o starciach i ofiarach śmiertelnych. Według źródeł medycznych czterech demonstrantów zginęło w Ismailii, na północnym wschodzie Egiptu. Na przedmieściach Kairu czterej uzbrojeni mężczyźni zabili policjanta podczas próby sforsowania blokady ustawionej przez siły bezpieczeństwa. W mieście Tanta, położonym w Delcie Nilu, policja strzelała śrutem i użyła gazu łzawiącego by rozpędzić protestujących islamistów; rannych zostało kilkadziesiąt osób. Dowództwo wojsk egipskich informowało w piątek, że w oczekiwaniu na demonstracje rozmieszcza żołnierzy w pobliżu "najważniejszych obiektów" w kraju. Dzień wcześniej Bractwo Muzułmańskie, z którego wywodzi się Mursi, wezwało do zorganizowania po piątkowych modłach "marszu gniewu milionów". W ten sposób islamiści chcą zaprotestować przeciwko brutalnej rozprawie sił bezpieczeństwa z demonstrującymi zwolennikami odsuniętego od władzy 3 lipca prezydenta Mursiego. W następstwie akcji policji wobec zwolenników Mursiego w środę zginęło - według władz - 638 osób, a według islamistów - 3 tys. ludzi. W kraju wprowadzono stan wyjątkowy, a w niektórych regionach godzinę policyjną.