Zimmerman przedstawił swoją wersję wydarzeń w rozmowie z dziennikarzem telewizji Fox News Seanem Hannitym. Wywiad wyemitowano w środę wieczorem czasu lokalnego. 28-letni Zimmerman 26 lutego zastrzelił nieuzbrojonego czarnoskórego 17-latka Trayvona Martina. Dość długo pozostawał na wolności, gdyż policja przyjęła jego wyjaśnienie, że działał w obronie własnej. Do zdarzenia doszło na prywatnym osiedlu, które uzbrojony Zimmerman patrolował jako ochotnik. Zimmerman powiedział Fox News, że śledził Martina, bo wyglądał podejrzanie, gdy przemieszczał się między domami w deszczu. Wkrótce 17-latek miał się zatrzymać i, według relacji Zimmermana, zwrócić się do niego słowami: "Jaki jest twój problem?". Martin wymierzył Zimmermanowi pierwszy cios, kiedy ten sięgał po telefon, by po raz drugi zadzwonić na policję. Wcześniej poinformował ją, że śledzi Martina. Funkcjonariusze powiedzieli mu, żeby został w samochodzie i czekał na patrol policyjny. Zimmerman wysiadł jednak z auta i poszedł za chłopcem. Wtedy doszło do konfrontacji nieuzbrojonego siedemnastolatka z cięższym o 20 kg Zimmermanem. "Wtedy zacząłem wołać o pomoc" - Wymierzył mi cios i złamał mi nos - powiedział Zimmerman. Nie potrafił jednak ocenić, czy w tym momencie upadł na ziemię, czy stało się to po tym, jak został popchnięty drugi raz przez Martina. Według jego relacji następnie nastolatek zaczął uderzać jego głową w betonowy chodnik. - Wtedy zacząłem wołać o pomoc. Poczułem, że od kilku uderzeń głową w beton mogę stracić przytomność i umrzeć - relacjonował Zimmerman wypytywany przez dziennikarza Fox News o przebieg tragicznych wydarzeń. 28-letni mężczyzna opisywał, że atakujący go nastolatek był wulgarny i groził mu, że go zabije. - To stało się bardzo szybko - tak opisywał moment, kiedy w końcu wyjął broń, którą miał przy sobie. Zimmerman zastrzelił Martina, używając pistoletu kaliber 9 mm. Mężczyzna, oskarżony o morderstwo drugiego stopnia, bez premedytacji, utrzymuje, że zrobił to w obronie własnej. Początkowo policja uznała jego wersję za wiarygodną. Dlatego po złożeniu zeznań Zimmerman został zwolniony. Na Florydzie obowiązuje prawo pod nazwą "Stand Your Ground" (ang. Nie ustępuj), zezwalające na użycie broni palnej w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia. Nie ma wystarczających dowodów Prokurator specjalna, która rozpatrywała sprawę i doprowadziła do oskarżenia Zimmermana, uznała, że nie ma wystarczających dowodów na to, iż wersja o samoobronie jest wiarygodna. Oskarżony przebywa ponownie na wolności po wpłaceniu drugiej kaucji w wysokości 1 mln dolarów. Na krótko w czerwcu powrócił do więzienia, kiedy okazało się, że wraz z żoną kłamali o stanie swoich finansów. Zimmermanowi, który nie przyznaje się do winny, grozi dożywocie. Na razie nie wiadomo, kiedy rozpocznie się jego proces. Zimmerman powiedział Fox News, że ostatni raz w swoim domu był w noc, kiedy doszło do tragicznych wydarzeń. Pojawiające się pogróżki pod jego adresem spowodowały, że przebywa w ukryciu na Florydzie. Mężczyzna, z pochodzenia Latynos, stanowczo odrzucił pojawiające się oskarżenia, że działał z powodu uprzedzeń rasowych, co sugeruje rodzina Martina. Zabójstwo doprowadziło do masowych protestów czarnoskórych Amerykanów. Organizowano je w amerykańskich miastach przed aresztowaniem i oskarżeniem Zimmermana. Pytany, co chciałby powiedzieć rodzicom Martina, Zimmerman odpowiedział: "Jest mi przykro, że musieli pochować syna. Mogę sobie tylko wyobrazić, jakie to uczucie. Codziennie modlę się za nich". Oskarżony o zabójstwo mężczyzna dodał, że życzyłby sobie, by pamiętna noc 26 lutego miała inny finał i nie zakończyła się śmiercią 17-latka. - Chcę powiedzieć wszystkim: mojej żonie, mojej rodzinie (...), rodzinie Martinów, miastu Sanford i całej Ameryce, że jest mi przykro, że to się stało. Przeraża mnie to, że ten wypadek tak spolaryzował i podzielił Amerykanów. I jest mi niezmiernie przykro - takimi słowami wypowiadanymi prosto do kamery Zimmerman kończy swój pierwszy wywiad. U jego boku w trakcie nagranej rozmowy cały czas siedział jego prawnik.