Według Orbana "diabeł kryje się w szczegółach" projektu, dotyczących tego, jak postępować z osobami przybywającymi na terytorium UE, co od dawna jest kwestią dzielącą państwa członkowskie Unii. Premier mówił o tym w wywiadzie dla agencji Reutera. Według planu KE, jeśli jakiś kraj byłby pod nadmierną presją migracyjną, wówczas mógłby się zwrócić o uruchomienie mechanizmu solidarności. W jego ramach państwa członkowskie miałyby albo relokować do siebie osoby starające się o azyl, albo zająć się deportacjami tych migrantów, którzy nie kwalifikują się do przyznania im ochrony międzynarodowej. KE nazywa tę drugą możliwość "sponsorowaniem powrotów". Kraj, który się na to zdecyduje, będzie miał osiem miesięcy, żeby doprowadzić do wyjazdu osób z decyzją deportacyjną. Jeśli mu się to nie uda (lub uda się tylko częściowo), wówczas byłby zobowiązany relokować migrantów do siebie. Orban skrytykował możliwość zobowiązania Węgier, które chcą odsyłania przybyszów do krajów pochodzenia, do ich przyjęcia. - To bardzo problematyczny punkt. Nie jest dobry, tylko raczej zły. To nic innego, jak relokacja pod inną nazwą. A my zawsze sprzeciwiamy się relokacji - oznajmił. Premier Węgier dał jasno do zrozumienia, że Budapeszt nie zgodzi się na żadne rozwiązanie, które mogłoby zobowiązać kraj do przyjęcia osób z Bliskiego Wschodu czy Afryki. - Ten punkt jest nie do przyjęcia dla Węgrów. Dlatego w niektórych kwestiach jesteśmy raczej uparci - oznajmił. Jak dodał, Węgrzy nie chcą mieć u siebie "równoległego społeczeństwa, społeczeństwa otwartego ani kultury mieszanej". - Naszym zdaniem mieszane społeczeństwo muzułmanów i chrześcijan nie może być pokojowe, nie może zapewnić ludziom bezpieczeństwa i dobrobytu - oznajmił. Powiedział jednak, że jest za wcześnie, by mówić o węgierskim wecie. Według niego określenie przez każde państwo członkowskie stanowiska w sprawie planu potrwa miesiące. O całym projekcie powiedział, że "niektóre nowości są tam dobre, ale są też problemy nierozwiązane". Za pozytywne uznał to, że w projekcie "zniknęły niektóre tabu". Z zadowoleniem przyjął większy akcent na odsyłanie do kraju pochodzenia osób, które nie kwalifikują się do otrzymania azylu w UE. Ocenił, że sprawy osób ubiegających się o azyl powinny być rozpatrywane w "punktach zapalnych" poza terytorium UE, a tych, którzy przybędą na granicę UE, należało by zatrzymywać. - Nikt nie może wejść na terytorium Węgier bez przyjścia pełnej procedury prawnej i otrzymania na to jasnej zgody - powiedział. - Migracja to na Węgrzech kwestia bezpieczeństwa narodowego - dodał.