Zaproszenie przekazał w Mińsku w imieniu Unii Europejskiej szef czeskiego MSZ Karel Schwarzenberg. - Unia Europejska oddała inicjatywę Łukaszence - powiedział cytowany przez Radio Swaboda szef opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatol Labiedźka. Dodał, że taki gest ze strony Brukseli był "tajemnicą poliszynela". Alaksandr Kazulin, który był rywalem Łukaszenki w wyborach prezydenckich w 2006 r., oświadczył, że białoruski lider nie zrobił nic, co uzasadniałoby zaproszenie ze strony UE. - Europa popełniła poważny błąd i teraz dzieli odpowiedzialność za to, co dzieje się w kraju - podkreślił Kazulin. Liderzy opozycji nawiązywali do medialnych pogłosek o nieformalnym porozumieniu między Mińskiem a Brukselą. Jak podawało m.in. Radio Swaboda, UE miała zgodzić się na zaproszenie Łukaszenki, w zamian za co on miałby wydelegować do Pragi jednego ze swych urzędników, zamiast jechać tam osobiście. - Jeśli dyplomaci europejscy, nawet ci, którzy wywodzą się z dawnych ruchów demokratycznych w krajach komunistycznych, myślą, że Łukaszenka rozumie półtony, aluzje i język dyplomatyczny, to się mylą. Jeśli liczy się na to, że Łukaszenka formalnie będzie zaproszony, a faktycznie nie pojedzie, to w tym wypadku "na dwoje babka wróżyła" - powiedział wiceszef Białoruskiego Frontu Narodowego (BNF) Wincuk Wiaczorka. - Cokolwiek Łukaszenka by zrobił, będzie to krok, na który Bruksela będzie musiała zareagować. Jechać, czy nie jechać, czy wysłać kogoś innego - inicjatywę ma teraz Łukaszenka i trzeba to uznać - mówił Labiedźka. Zaznaczył przy tym, że bez znajomości tekstu zaproszenia trudno jest wydać ostateczną opinię. Według słów ministra Schwarzenberga Łukaszenka na razie nie potwierdził swojego udziału; kto będzie reprezentował Białoruś w Pradze, "będzie wiadomo później". Partnerstwo Wschodnie to inicjatywa przewidująca zacieśnienie stosunków między Unią Europejską a jej wschodnimi sąsiadami. Białoruś została zaproszona do niej obok Armenii, Azerbejdżanu, Gruzji, Mołdawii i Ukrainy.