"Sprzeciwiamy się wszystkiemu, co robi (premier) Viktor Orban" - oświadczył na konferencji prasowej deputowany Koalicji Demokratycznej Laszlo Varju, dodając, że poprzez opuszczenie sali obrad opozycja "protestuje przeciw ustawie niewolniczej". Szef Węgierskiej Partii Socjalistycznej Bertalan Toth ocenił, że "robotnika rzuca się kapitałowi jak ochłap", i podkreślił, że nie wolno na to pozwolić. Posłowie opozycji zapowiedzieli, że udadzą się wieczorem do fabryki samochodów Suzuki w Ostrzyhomiu, bo - jak powiedział Toth - pracodawca chce tam wdrożyć znowelizowaną ustawę. Zamierzają też zapytać o przypadek zwolnienia pracownika, który chciał tam utworzyć związek zawodowy. Przyjęta w grudniu nowelizacja kodeksu pracy zwiększyła limit godzin nadliczbowych z 250 do 400 rocznie, jednocześnie wydłużając okres ich rozliczenia w postaci dodatkowego wynagrodzenia lub dni wolnych z roku do 3 lat. Wyrażane są m.in. obawy, że choć branie większej liczby nadgodzin jest dobrowolne, to pracodawcy będą zmuszać do tego pracowników pod groźbą zwolnienia. Po przyjęciu nowelizacji doszło w Budapeszcie i niektórych innych miastach Węgier do demonstracji, ale ostatni protest w tej sprawie nie zgromadził w stolicy wielu osób. Sekretarz stanu ds. komunikacji międzynarodowej Zoltan Kovacs zapowiedział pod koniec stycznia, że rząd nie wycofa się z nowelizacji. "Żadnych ustępstw nie poczynimy, bo żadne z naszych działań nie jest sprzeczne z praktyką istniejącą w Unii Europejskiej" - oznajmił. Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska