- Najgorsze było pierwsze 17 dni po zawale w kopalni, zanim nas odnaleziono. Byliśmy kompletnie odcięci od świata, nie wierzyłem, że zobaczę jeszcze moja żonę i syna, który się właśnie urodził. Modliłem się - mówi 27-letni Richard Villaroel. Opowiada, jak palili na dole opony w nadziei, że dym wydostanie się jakimiś szparami na powierzchnię i zaalarmuje tych na górze. Skończyła się woda, więc zbierali to, co ściekało ze ścian chodnika: krople rosy zmieszane z olejem maszynowym. Villaroel pochodzi z Aysen w Patagonii, na samym południu Chile. Dopiero teraz jego matka dowiedziała się, że zarabiał na chleb jako górnik. Nie mówił jej tego, nie chciał jej martwić, że pracuje "w tak nieludzkich warunkach", bez zabezpieczonych dróg ewakuacji w razie wypadku, jak to określił sam prezydent Chile Sebastian Pinera. - Kiedy po 17 dniach odkryto, że my tu na dole żyjemy, od 72 godzin byliśmy na czczo: zostały nam trzy porcje tuńczyka na 33 ludzi i zepsute mleko, które nie nadawało się do picia - mówi sztygar Luis Urzua. Jako ostatni wyjechał na powierzchnię. Po tym, co przeżyli, nie wszyscy z uratowanych są gotowi wrócić pod ziemię. 52-letni Juan Illanes chciałby zmienić swoje życie. - Jeśli nie znajdę innego wyjścia, będę dalej pracował jako górnik. Ale ta praca jest za ciężka - przyznał. Na obserwacji w szpitalu, który opuścili już w piątek pierwsi z uratowanych, snują plany na przyszłość. - Solidarność, która zrodziła się między nami na dole, w zasypanym chodniku przetrwała - mówi Omar Reygadas. Porozumieli się, że pieniądze z wywiadów dla prasy i pamiętników oraz to, co przysyłają im ludzie z różnych stron świata, pójdą do wspólnej kasy. Pewien chilijski magnat podarował każdemu z nich po 10 tysięcy dolarów. Ktoś inny opłacone podróże do Grecji, na Tajwan. - Będziemy dzielić na 33 części - zapewnia Reygadas. W trudnej sytuacji znaleźli się też ci, których nie zasypało. 205 górnikom i innym pracownikom kopalni jej dyrekcja od sierpnia nie wypłaca ani grosza. Kopalnia została zamknięta w związku z katastrofą, a jej właściciele nie brali udziału w akcji ratunkowej. Działacze związków górniczych ujawnili, że przez cały czas akcji ratowniczej ich starania o nawiązanie kontaktu z zasypanymi były bezowocne, ponieważ nie dopuściły do niego władze chilijskie. Tymczasem niezwykła, bezprecedensowa akcja ratownicza w chilijskiej kopalni wciąż pozostaje czołowym newsem dzienników telewizyjnych całego świata. Kapsuła ratownicza Phoenix, dzięki której wydobyto górników na powierzchnię, wyrusza w podróż dookoła świata. Pomalowana na kolory chilijskiej flagi narodowej - czerwony, biały i niebieski - wkrótce rozpocznie swą podróż i będzie pokazywana na wystawie, wraz z filmem wideo z akcji ratowniczej - zapowiedział chilijski minister spraw wewnętrznych Rodrigo Hinzpeter.