Do przyjęcia rezolucji konieczna jest zgoda wszystkich pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych, czyli - oprócz Stanów Zjednoczonych - Francji, Chin, Rosji i Wielkiej Brytanii. Poparcia tej ostatniej Amerykanie mogą być pewni. Nie wiadomo, jak zagłosuje pozostała trójka. Rzecznik prezydenta Francji Jacquesa Chiraca poinformował, że prezydenci Francji i Stanów Zjednoczonych osiągnęli porozumienie w sprawie projektu rezolucji. Wcześniej Chirac proponował wniesienie ostatniej poprawki do nowego projektu rezolucji, aby usunąć pewne "dwuznaczności dotyczące użycia siły". Zdaniem dzisiejszego wydania dziennika "New York Times", Chiny prawdopodobnie zagłosują tak, jak Francja. Z ostatnich informacji wynika, że projekt satysfakcjonuje Rosję. Taką opinię miał wyrazić prezydent Władimir Putin w rozmowie telefonicznej z prezydentem Francji Jakiem Chirackiem. Prawdopodobnie większość z 10 niestałych członków Amerykanom udało się już już przekonać do rezolucji. Do jej uchwalenia potrzeba co najmniej 9 głosów "za". Kością niezgody w toczących się od sześciu tygodni w siedzibie ONZ negocjacjach było to, czy rezolucja ma dawać zielone światło do uderzenia na Irak, o ile nie wywiąże się on z zobowiązania do współpracy z międzynarodowymi inspektorami rozbrojeniowymi. Francja i Rosja były temu stanowczo przeciwne. Wielka Brytania bez zastrzeżeń popiera USA, a Chiny od początku nie określają jasno swojego stanowiska. Obecnie projekt zakłada, że jeśli Irak będzie łamał rezolucję, Rada zbierze się i "oceni sytuację", co formalnie oznacza, że dopiero potem może dojść do zgody tego gremium na użycie siły wobec Bagdadu. Jednak dzisiejszy "New York Times" pisze, że rezolucja zachowuje prawo USA do zaatakowania Iraku. W oficjalnych wypowiedziach Stany Zjednoczone zdecydowanie dementują takie podejrzenia.Posłuchaj też relacji korespondenta RMF w Waszyngtonie, Grzegorza Jasińskiego: Apel Husajna do członków Rady Bezpieczeństwa Saddam Husajn zaapelował wczoraj wieczorem do członków Rady Bezpieczeństwa ONZ o odrzucenie amerykańsko-brytyjskiego projektu rezolucji w sprawie zaostrzonego reżimu kontroli rozbrojenia w Iraku. Saddam zarzucił Waszyngtonowi i Londynowi łamanie prawa międzynarodowego i karty Narodów Zjednoczonych. Wyraził opinię, że kraje, które przeciwstawią się projektowi rezolucji, wystąpią nie tylko w obronie Iraku, ale także własnych interesów. W opinii prezydenta Iraku, jeśli USA i W. Brytania zrealizują swe zamierzenia, "na świecie ponownie zacznie obowiązywać zasada, że każdy może robić, na co ma ochotę, jeśli tylko ma po temu okazję i dysponuje odpowiednią potęgą".