Jak w poprzednich latach na sesjach ONZ wygłosił on tyradę przeciw Ameryce, wypominając jej niewolnictwo i oskarżając o spowodowanie dwóch wojen światowych oraz narzucenie krajom trzeciego świata dyktatur wojskowych. Ahmadineżad zarzucił też Zachodowi, że wykorzystuje Holokaust jako pretekst do popierania Izraela, który, z kolei, oskarżył o zbrodnie przeciw Palestyńczykom. Nawiązując do tego, wezwał państwa kolonialne do wypłacenia rekompensat poszkodowanym narodom. - Skoro państwa europejskie po 60 latach wykorzystują Holocaust jako pretekst do wypłacania odszkodowań syjonistom, to czy mocarstwa kolonialne też nie powinny wypłacać reparacji poszkodowanym narodom? - zapytał retorycznie. Atak terrorystyczny na USA 11 września 2001 r. - według irańskiego prezydenta - został, z kolei, "wykorzystany przez Amerykę jako pretekst" do inwazji na Afganistan i Irak. Sugerował on, że pospieszny pogrzeb Osamy bin Ladena na morzu służył ukryciu "prawdy" na temat zamachu 11 września. Ahmadineżad wytknął też Zachodowi takie zjawiska jak ubóstwo i bezdomność, za które, jego zdaniem, odpowiada "chciwość i materializm" w USA i Europie. Obwinił też zachód za globalny kryzys i recesję. Administracja USA ostro potępiła jego wystąpienie. - Prezydent Ahmadineżad miał okazję odnieść się do problemu dążeń swego narodu do życia w wolności i godności, ale zamiast tego raz jeszcze odwołał się do oburzających antysemickich oszczerstw i godnych pogardy teorii spiskowych - oświadczył rzecznik misji USA przy ONZ Mark Kornblau. W ostatnim okresie komentatorzy w USA zwrócili uwagę, że Ahmadineżad zdawał się prezentować nieco bardziej umiarkowane stanowisko niż ultrakonserwatywni religijni przywódcy w Iranie. Rozbudziło to nadzieje, że będzie można się z nim porozumieć w sprawie irańskiego programu atomowego.