Asteroida, która przeleciała obok Ziemi, ma dwa kilometry średnicy i porusza się z zawrotną szybkością 30 tys. kilometrów na godzinę. Minęła naszą planetę w bezpiecznej odległości sześciu milionów kilometrów - to 16 razy więcej, niż wynosi odległość do Księżyca. Do największego zbliżenia doszło dziś rano o godz. 9.56 GMT. Astronomowie od kilku tygodni obserwowali to zjawisko. - Gdy pojawiają się asteroidy o takim rozmiarze, zawsze uważnie się im przyglądamy - mówi dr Ezzy Pearson, redaktorka naczelna czasopisma "Sky at Night". Jak podkreśla, w tym przypadku nie musieliśmy się niczego obawiać, ale za jakieś 200 lat będziemy obserwować asteroidę znacznie uważniej. Według dostępnych danych, ponownie złoży nam wizytę w 2079 i 2127 r. W obu tych przypadkach zbliży się do Ziemi jeszcze bardziej, ale wciąż będą to prawie dwa miliony kilometrów. Jak zaznacza dr Person, zderzenie z asteroidą o takim rozmiarze zagroziłoby życiu na naszej planecie. Jednoczenie podkreśla, że znacznie mniejsze odłamki kosmiczne wpadają do atmosfery prawie codziennie, ale ulegają niemal całkowitemu spaleniu. Niektórzy amatorzy astronomii twierdzą, że asteroida obserwowana przez teleskop pod pewnym kątem sprawia wrażenie, jakby miała na sobie maseczkę ochronną - obraca się wokół własnej osi raz na cztery godziny. Wyobraźnia entuzjastów - podobnie jak Kosmos - nie zna granic. Bogdan Frymorgen Czytaj na RMF24.pl