Termin "wojna z terrorem", zdaniem Benna, wprowadzony przez administracje Busha po zamachach z 11 września powoduje, iż małe nie mające nic wspólnego ze sobą grupy terrorystyczne zyskują poczucie "brania udziału w czymś większym", a także szukają kontaktów z innymi grupami. Już w grudniu ubiegłego roku brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych pouczyło ministrów oraz wszystkich dyplomatów aby nie używali zwrotu "wojna z terrorem" podczas publicznych wypowiedzi. Podczas swojego wystąpienia w Centrum Międzynarodowej Kooperacji Hilary Benn, który ma zastąpić Johna Prescota na stanowisku wicelidera brytyjskiej partii pracy, stwierdził, iż określenie "wojna z terrorem" jest "mylące i szkodliwe" . Pomimo to George W. Bush używa go regularnie niemalże w każdym wystąpieniu - podaje "The Guradian". - W Wielkiej Brytanii nie używamy terminu "wojna z terrorem" ponieważ nie można jej wygrać jedynie militarnymi środkami oraz nie jest to konflikt "nas" kontra zorganizowany przeciwnik o jasno sprecyzowanym i spójnych celach - powiedział Benn. - To konflikt całej ludzkości, o różnych poglądach i wyznaniach przeciwko małym, rozproszonym i zmiennym grupom, które mają niewiele ze sobą wspólnego poza wizją siebie samych oraz identyfikacją z innymi grupami. Poczucia brania udziału w "większej sprawie", które to poczucie jedynie dodaje im siły, zawdzięczają głównie powszechnej retoryce "wojny z terrorem" - dodał. - Używanie jedynie "twardej" siły militarnej do walki z tymi grupami nie przyniesie żadnego efektu, trzeba do tej walki dołączyć jeszcze "miękką" walkę o idee oraz wartości - podsumował Hilary Benn. Już w 2005 roku Donald Rumsfeld zastanawiał się nad porzuceniem terminu "wojna z terrorem" - z podobnych względów dla jakich został on porzucony przez Brytyjczyków - informuje "The Guardian".