Obserwatorzy oceniają, że na razie nie można mówić o realnej zmianie polityki wobec opozycji i przypominają, że przez lata Łukaszenka nie uznawał istnienia opozycji politycznej. W publicznych wystąpieniach nazywał najczęściej jej działaczy "tak zwaną opozycją" czy "piątą kolumną". Nie jest więc jasne, czy właśnie ich miał na myśli, ogłaszając, że proponuje wszystkim "rozsądnie myślącym", "do jakiegokolwiek obozu politycznego by należeli", by siąść za okrągłym stołem, "i realnie ocenić, kto ile może zrobić w celu efektywnego poprawienia sytuacji w kraju". Zdaniem niektórych komentatorów, słowa te nie były nawet propozycją. Łukaszenka "po prostu powiedział, że ci, którzy chcą, mogą wziąć udział w przedyskutowaniu problemu" - mówi Pauliuk Bykouski z niezależnego tygodnika "Biełorusy i Rynok". Z powodu tej nieokreśloności obserwatorzy kierują uwagę na kontekst zewnętrzny i to, że gest Łukaszenki mógł być skierowany raczej w stronę Unii Europejskiej. Mógł być próbą zjednania sobie Zachodu w chwili, gdy pogrążona w kłopotach gospodarczych Białoruś stara się o kredyt z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Unia oceniła na razie sceptycznie sygnały z Mińska. Prezydent Litwy Dalia Grybauskaite oznajmiła, że po każdych wyborach prezydenckich władze Białorusi powtarzają ten sam cykl. To konflikt z opozycją, "oddalenie się od UE, więźniowie polityczni, potem ich stopniowe uwalnianie i próba zbliżenia się bądź pogrywania zarówno z Zachodem, jak i Wschodem". Na razie UE żąda od Mińska zwolnienia osób skazanych po wyborach prezydenckich 19 grudnia zeszłego roku. Za udział w demonstracji opozycji sądy skazały 41 osób, w tym ponad połowę na kary od 2-4 lat kolonii karnej. Trzej byli kandydaci otrzymali wyroki od 5-6 lat. Ich nie objęły ogłoszone dotychczas ułaskawienia. Pozycję wyczekującą zajęła też opozycja. Dzień po oświadczeniu Łukaszenki jej liderzy oświadczyli, że jakikolwiek dialog jest niemożliwy bez uwolnienia skazanych. Stawiając ten warunek, opozycja zarazem przypomina o próbie dialogu z władzą, która odbyła się na Białorusi w 1999 roku, gdy pośrednikiem była misja konsultacyjno-obserwacyjna OBWE w Mińsku. Wówczas tematem rozmów był dostęp opozycji do mediów państwowych i warunki przeprowadzenia demokratycznych wyborów. Zapadły uzgodnienia, ale Łukaszenka nie podpisał rozporządzenia o realizacji podjętych decyzji. O tym, że na ewentualnym "okrągłym stole" trzeba powrócić do tych tematów, mówił np. w wywiadzie dla rosyjskiego Radia Swoboda opozycyjny polityk Anatol Labiedźka. I choć skazany na pięć lat kandydat opozycji Andrej Sannikau ogłosił z kolonii karnej, że za jedyny temat rozmów z Łukaszenką uważa przekazanie władzy, inni liderzy opozycji nie są tak radykalni. "Chęci są dobre. Ale gdzie mamy realne siły i środki, by zmusić go do odejścia? Dziś niestety takich instrumentów nie mamy, społeczeństwo nie dojrzało" - powiedział w wywiadzie dla białoruskiego Radia Swaboda inny były kandydat Uładzimir Niaklajeu. Kilka dni po słowach Łukaszenki władze białoruskie wciąż nie wyjaśniają szczegółów propozycji. "Administracja prezydenta teraz zapewne śledzi reakcje - i ze strony opozycji, i ze strony partnerów zachodnich" - tłumaczy Bykouski. Dla opozycji propozycja okrągłego stołu - jeśli nie okaże się "zasłoną dymną", jak określił ją opozycyjny dziennikarz Paweł Szeremiet - może cofnąć sytuację do warunków z 1999 roku. Unia Europejska może zadowolić się spełnieniem jej warunku uwolnienia więźniów i wrócić w stosunkach z Mińskiem "do 18 grudnia", czyli sytuacji sprzed wyborów prezydenckich - zauważył w komentarzu dla Radia Swaboda politolog Jury Drakochrust. Byłaby to polityka "angażowania" i "połowicznej liberalizacji", jakiej Unia próbowała wobec Mińska od 2008 roku do grudniowych wyborów. Jak sie ocenia, czynnikiem, który może wpłynąć na dalszy rozwój sytuacji na Białorusi są pogłębiające się trudności gospodarcze i to, czy dojdzie jesienią do protestów społecznych na ich tle, prognozowanych przez opozycję.